Kasia Niewiadoma opowiada o powrocie do jazdy po wstrząśnieniu mózgu

Autor: Kasia Niewiadoma

Choć jestem zawodową kolarką już od ponad dziesięciu lat, niedawno po raz pierwszy uderzyłam się w głowę i doznałam wstrząśnienia mózgu. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać ani jak interpretować objawy. Wiedziałam tylko, że muszę dać sobie czas na powrót do zdrowia.

Dowiedziałam się, że objawy nie muszą wystąpić od razu po uderzeniu – czasem potrzeba aż siedmiu dni, żeby zorientować się, że coś jest nie w porządku. Na początku najbardziej dokuczał mi ból głowy. Potem zaczęłam odczuwać trudności ze skupieniem uwagi na dłużej niż kilka sekund. Nawet proste czynności, takie jak korzystanie z telefonu, oglądanie filmów czy podróżowanie samochodem jako pasażerka były dla mnie prawdziwym utrapieniem. Raz na jakiś czas pojawiały się również nudności i zawroty głowy. Na szczęście wszystkie te objawy były dość łagodne.

Błędne przekonania wśród kolarzy

Sporą trudność sprawiło mi podjęcie decyzji, kiedy wznowić treningi. Nieustannie słyszałam, że jeśli zacznę zbyt wcześnie, wszystkie objawy mogą powrócić – i to ze zdwojoną siłą. Czułam się rozdarta, bo jako zawodniczka miałam w sobie naturalną potrzebę, by jak najszybciej wsiąść na rower. Chciałam zapomnieć o problemie, wrócić na właściwe tory i skupić się na realizacji kolejnego celu. Uzbrojenie się w cierpliwość okazało się nie lada wyzwaniem.

Nie cierpię okresu rekonwalescencji. Próbowałam udawać, że wszystko jest w porządku, ale było to dalekie od prawdy. Na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy bez przerwy nade mną czuwali – mój trener, zespół i mąż pilnowali, żebym nie robiła zbyt dużo w ciągu dnia i spędzała jak najwięcej czasu w łóżku. Dzięki ich wsparciu mój organizm mógł przełączyć się w tryb regeneracji i stopniowo odzyskiwać siły.

Dlaczego wstrząśnienia mózgu nie wolno lekceważyć?

Z urazami głowy nie ma żartów. Poza słuchaniem swojego ciała i obserwowaniem objawów koniecznie trzeba skonsultować się z lekarzem, zrobić prześwietlenie lub rezonans magnetyczny i upewnić się, że nie doszło do wewnętrznych obrażeń. Dopiero wtedy można zacząć myśleć o wznowieniu treningów.

Okazuje się, że objawy wstrząśnienia mózgu mogą wyglądać u każdego inaczej – nie ma uniwersalnych wytycznych, jak postępować w takiej sytuacji. Ogólna zasada brzmi następująco: im mniej (i wolniej), tym lepiej. Pamiętam historię kolarki, która doznała wstrząśnienia mózgu, zbyt szybko wróciła do jazdy i ponownie uderzyła się w głowę, a kilka miesięcy później musiała zakończyć karierę, ponieważ objawy nie ustępowały. W przypadku poważnego urazu często pojawiają się zawroty głowy, skrajne zmęczenie oraz nadwrażliwość na światło i hałas. Nie można wtedy robić nic poza leżeniem w ciemnym, cichym pokoju. Nie brzmi to zbyt przyjemnie, prawda?

Proces powrotu do zdrowia

Wszystko sprowadzało się do leżenia w łóżku. Gdy lekarz w szpitalu potwierdził, że nie doznałam poważnych obrażeń, wróciłam do domu z jasnym zaleceniem: przez pierwsze trzy dni miałam zachować szczególną ostrożność. Oznaczało to przerwę od telefonu i telewizji oraz unikanie głośnych dźwięków – dozwolony był tylko odpoczynek. Spędzałam czas w łóżku, słuchając podcastów lub po prostu nie robiąc zupełnie nic. Gdy ciało wyraźnie daje znać, że potrzebuje odpoczynku, brak aktywności przestaje nam przeszkadzać. Pozwalamy czasowi płynąć i powoli dochodzimy do siebie.

Po czym poznać, że organizm jest gotowy na lekki wysiłek?

Po kilku dniach bóle głowy ustąpiły, a mój nastrój się poprawił. Powoli zaczęłam odzyskiwać siły – przestały męczyć mnie rozmowy, siedzenie przy stole i drobne obowiązki, takie jak zmywanie naczyń. Potraktowałam to jako sygnał, że jestem gotowa wsiąść na rower.

Moja pierwsza przejażdżka po wypadku trwała niecałą godzinę i była bardzo spokojna – nawet na chwilę nie wykrzesałam z siebie więcej niż sto watów. Wolałam nie ryzykować samotnej jazdy, dlatego przez całą drogę towarzyszyła mi osoba, która w razie problemów mogła zareagować.

Jak ćwiczyć z umiarem i się nie przeforsować?

Stawianie granic przychodzi mi z trudem, bo zawsze staram się dać z siebie wszystko – czasem więcej niż powinnam. W tej sytuacji bardzo pomogła mi obecność trenera. Chcę osiągać coraz lepsze rezultaty, dlatego nie potrafię sama ocenić, kiedy należy odpuścić. Gdyby to zależało tylko ode mnie, szybciej wróciłabym do intensywnej jazdy. Posłuchałam jednak trenera i ściśle stosowałam się do jego zaleceń, zwłaszcza w zakresie tzw. stref mocy (ang. power zones).

Wznowienie treningów

Jak już wspomniałam, każdy przypadek wstrząśnienia mózgu jest inny – ja miałam szczęście i doświadczyłam tylko łagodnych objawów. A jak wyglądał mój powrót do ćwiczeń? Przez pierwsze sześć dni byłam bardzo ostrożna. Na początku dałam sobie czas na pełną regenerację, a trzeciego dnia wybrałam się na godzinną przejażdżkę. Każdego dnia spędzałam na rowerze coraz więcej czasu: najpierw dwie godziny, a potem jeszcze dodatkowe trzydzieści minut. Pedałowałam powoli, ciesząc się świeżym powietrzem. Następnie pozwoliłam sobie na dzień odpoczynku, po czym zaczęłam jeździć w normalnym tempie – nadal unikając nadmiernego wysiłku. Dopiero po dziesięciu dniach od wypadku zwiększyłam intensywność treningów.

Sygnały ostrzegawcze, na które trzeba zwrócić uwagę

Jeśli objawy powrócą – tzn. znów pojawią się bóle głowy i nadmierna senność albo poczujemy się słabsi i bardziej zmęczeni – to znak, że przesadziliśmy i niestety trzeba nieco przystopować.

Jak kontuzja wpływa na trening?

Od mojego wypadku minęły prawie dwa tygodnie. Czuję, że powoli wszystko wraca do normy. Niestety przy próbie wznowienia ćwiczeń po urazie często wychodzą na jaw nowe problemy. Organizm przez jakiś czas radził sobie z kontuzją na własny sposób, co doprowadziło do napięć mięśniowych i przeciążeń w innych częściach ciała. Już po pierwszym intensywnym treningu czułam ból w kolanie. Oznaczało to konieczność przejścia przez proces minirehabilitacji, który obejmował wzmocnienie określonych partii mięśni i wizyty u fizjoterapeutów w celu rozluźnienia napięcia.

Trudności psychiczne i emocjonalne

Z kontuzją zawsze trudno się pogodzić. W kółko odtwarzałam w głowie wypadek i próbowałam zrozumieć, co poszło źle. Te myśli spędzały mi sen z powiek. Do tego dochodziła jeszcze bezsilność wynikająca z przymusowego siedzenia w domu. Ale ostatecznie nie miałam wyboru – musiałam cierpliwie czekać, aż znów będę mogła wsiąść na rower.

Jestem niezmiernie wdzięczna mężowi, rodzinie i przyjaciołom. Pomogli mi przebrnąć przez ten trudny okres i spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, dzięki czemu o wiele łatwiej było mi odnaleźć się w nowej sytuacji.

Musiałam też oswoić się z myślą, że prędzej czy później znowu będę miała wypadek – taka już jest natura tego sportu. Świadomość, że urazy stanowią nieodłączną część kolarstwa, doda mi sił i pozwoli podejmować niezbędne ryzyko.

Jak dbać o zdrowie psychiczne w okresie regeneracji – wskazówka dla kolarzy i kolarek

Każdego dnia warto skupić się na jednej małej rzeczy, która sprawia nam radość. Wiem, że trudno jest szukać jasnych stron, gdy próbujemy dojść do siebie po kontuzji, ale optymistyczne nastawienie potrafi zdziałać cuda. Ja również wyciągnęłam coś pozytywnego z tego doświadczenia – nauczyłam się jeszcze bardziej doceniać każdą chwilę, którą mogę spędzić na rowerze.

Kasia Niewiadoma

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl