Kolarstwo to osobna dyscyplina… nauki – a przynajmniej dla tych z nas, którzy traktują jazdę na rowerze jako obszar, w którym mogą nieustannie się doskonalić. Analizowanie każdego detalu to dla nas nieodłączny element tego sportu. Waty, kadencja, aerodynamika… Prawda jest taka, że nauka stoi za każdą naszą decyzją – niezależnie od tego, czy wybieramy rower, strój czy gadżety.
Niestety jedną bardzo ważną kwestię nawet najbardziej skrupulatni rowerzyści wciąż często traktują po macoszemu – chodzi o prawidłowe odżywianie. Najbardziej frustrujące jest to, że wśród społeczności kolarskiej krążą coraz to nowe półprawdy i niedorzeczne mity, które z czasem zaczynają uchodzić za niepodważalne fakty.
Część z tych teorii brzmi całkiem rozsądnie i ma w sobie ziarno prawdy. Raz na jakiś czas można się jednak natknąć na wyjątkowo absurdalne, szkodliwe pomysły. Chcemy więc omówić sześć powszechnych mitów żywieniowych, które mogą negatywnie wpłynąć na nasze zdrowie i osiągi.
„Ograniczenie węglowodanów pomaga schudnąć”
„Węglowodany tuczą i trzeba ich unikać” – usłyszymy to od każdego, kto kiedykolwiek próbował zrzucić zbędne kilogramy i z czysto biologicznego punktu widzenia jest w tym trochę prawdy – ograniczenie węglowodanów faktycznie pomaga schudnąć. Problem w tym, że nie da się bez nich żyć. Ponadto taka dieta szkodzi zdrowiu i zazwyczaj skutkuje efektem jo-jo. Oznacza to, że prędzej czy później wrócimy do punktu wyjścia – często z kilkoma dodatkowymi kilogramami. Takie dietetyczne odsetki to cena, jaką płacimy za spożywanie zbyt małej ilości węglowodanów. Co więcej, żaden kolarz nie powinien odchudzać się w sposób, który prowadzi do obniżenia poziomu energii. W przeciwnym razie stracimy nie tylko zbędne kilogramy, ale także prędkość, wytrzymałość i siłę. Organizm pozbawiony węglowodanów działa jak smartfon z niemal całkowicie rozładowaną baterią – wydajność spada do minimum, a system może w każdej chwili odmówić posłuszeństwa.
Warto zatem pamiętać, że bez węglowodanów daleko nie zajedziemy – i to dosłownie. Trzeba jednak mądrze wybierać źródła tego składnika. Produkty pełnoziarniste, owoce i ziemniaki zapewnią nam potrzebną energię.

„Jazda na czczo sprzyja spalaniu tłuszczu”
Pozostańmy przy temacie odchudzania. Przyjrzyjmy się popularnemu mitowi, który głosi, że jazda na czczo pomaga szybciej pozbyć się kilogramów. Logika jest prosta: jeśli organizm nie otrzyma węglowodanów, zacznie spalać tłuszcz. Brzmi sensownie? W pewnym stopniu tak, ale sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana. Brak śniadania oznacza brak energii, co ma łatwe do przewidzenia skutki – albo nie nadążymy za grupą i zostanimy w tyle, albo nasze nogi zbuntują się w połowie podjazdu, który zwykle pokonujemy z łatwością.
Na jazdę z pustym żołądkiem mogą sobie pozwolić zawodowi sportowcy, którzy potrafią regulować swój metabolizm w zależności od potrzeb. Dla nas, zwykłych śmiertelników, kończy się to głównie rozdrażnieniem i serią złych decyzji. Kiedyś dałem się nabrać na ten mit. W rezultacie kilka razy nie udało mi się pokonać mojego ulubionego 21-kilometrowego podjazdu, bo nogi odmawiały współpracy i nie miałem siły pedałować. Odkąd przestałem jeździć na czczo, ani razu nie doświadczyłem tego problemu i poprawiłem swój czas na tej trasie aż o 45 minut.
„Na krótkich trasach jedzenie jest zbędne”
Cóż za kolejny genialny pomysł! Spójrzmy prawdzie w oczy – jedzenie jest opcjonalne jedynie podczas przejażdżek rekreacyjnych. Aby osiągać coraz lepsze wyniki, musimy podejść do sprawy z należytą powagą i odpowiednio się przygotować. Nawet jeśli wybieramy się tylko na godzinną wycieczkę, warto zabrać ze sobą prowiant. Zwłaszcza że nigdy nie wiadomo, czy nie natrafimy na „skrót”, który wydłuży trasę o dwa kilometry i zafunduje nam dodatkowy czas pedałowania.
Warto pamiętać o zasadzie „przezorny zawsze ubezpieczony” i mieć pod ręką coś do jedzenia. Uratuje nas to w sytuacji, gdy nagle zacznie burczeć nam w brzuchu. Dobrze sprawdzi się coś małego i lekkiego, na przykład batonik, żel energetyczny lub banan. W najgorszym wypadku prowiant wróci z nami do domu i posłuży jako przekąska przed kolejną jazdą.
„Organizm sam da sygnał, że czas się napić”
Oczywiście, tylko że potem czeka nas walka z bolesnymi skurczami. Pamiętajmy, że organizm nie upomni się o wodę, dopóki nie będzie za późno, dlatego trzeba regularnie sięgać po bidon. Odwodnienie podczas jazdy to prosta droga do katastrofy – szybko tracimy siłę w nogach i koncentrację, a dodatkowo zaczynają pojawiać się dotkliwe skurcze . Picie wody tylko wtedy, gdy czujemy pragnienie, niczym się nie różni od kupna zapasowej dętki dopiero po przebiciu opony – zamiast zapobiegać, reagujemy po fakcie.
Zasada jest prosta: należy pić wodę mniej więcej co 20 minut, aby w ciągu godziny opróżnić cały bidon. Nie zapominajmy też, że co trzeci bidon powinien zawierać elektrolity. W przeciwnym razie szybko przekonamy się, jak to jest mieć żołądek pełen wody, a mimo to nadal odczuwać pragnienie.
„Suplementy rozwiążą każdy problem”
Jeśli wierzyć reklamom w mediach społecznościowych, suplementy to klucz do sukcesu, a ich cudowne właściwości zapewnią nam wieczną młodość. Producenci są gotowi obiecać nam wszystko, co tylko chcemy usłyszeć. Będziemy szybsi i szczuplejsi, włosy przestaną wypadać, a nasze problemy ze wzrokiem znikną, jak ręką odjął. Brzmi pięknie, czyż nie? Uwaga, spoiler: to wszystko nieprawda.
Spożywanie suplementów uzupełnia dietę, ale nie daje przyzwolenia na pomijanie porządnych posiłków. Nawet najlepsze koktajle proteinowe i mieszanki składników roślinnych (tzw. super greens) nie dostarczą organizmowi wszystkich składników odżywczych, które znajdują się w naturalnej żywności. Na szlaku często można spotkać kogoś, kto zachwala swoją ulubioną markę suplementów, a potem zostaje w tyle na podjazdach, bo na śniadanie wypił szklankę wody z proszkiem. Podstawą zdrowej diety są pełnowartościowe produkty – suplementy mogą być cennym wsparciem, ale organizm nie jest w stanie funkcjonować wyłącznie na magicznych proszkach i tajemniczych pigułkach.
„Naturalna żywność to jedyny słuszny wybór”
Po drugiej stronie barykady znajdziemy osoby przekonane, że powinniśmy jeść tylko i wyłącznie naturalną żywność. Nie mam wątpliwości, że pełnowartościowe posiłki są niezwykle ważne, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zabierze ze sobą na przejażdżkę miski sałatki ziemniaczanej. Migdały i daktyle też są bardzo zdrowe, lecz gdy brakuje nam tchu, lepiej sięgnąć po inną przekąskę.
Produkty dla sportowców wyglądają jak eksperymenty chemiczne, ale nie ma to znaczenia – ważne, że świetnie spełniają swoją funkcję. Żele, batony i mieszanki elektrolitowe są lekkostrawne, zajmują mało miejsca i efektywnie dostarczają nam energii. Domowa mieszanka bakalii prezentuje się apetyczniej, ale nie uratuje nas, gdy zaczniemy opadać z sił podczas sprintu.
Jak to zwykle bywa, najlepszym rozwiązaniem jest znalezienie złotego środka. W sprzyjających warunkach zawsze powinniśmy wybierać naturalną żywność. Podczas jazdy warto jednak postawić na wysokoenergetyczne przekąski dla sportowców – strawienie kanapki z awokado zajmuje dużo czasu, a zmęczony organizm potrzebuje energii tu i teraz. Jedna saszetka żelu wystarczy, by odzyskać siły i poczuć się jak zawodowy kolarz.
Krótkie podsumowanie
Prawidłowe odżywianie to żadna filozofia – pod warunkiem, że nie damy się nabrać na szkodliwe teorie krążące wśród rowerzystów. Następnym razem, gdy ktoś zacznie prawić swoje mądrości, najlepiej po prostu się uśmiechnąć, przytaknąć i… spokojnie zjeść banana. Wybór właściwego „paliwa” ma ogromny wpływ na nasze osiągi – a nie chcemy przecież cały czas jechać w ogonie. Rozważna jazda, przemyślana dieta i przekąska w kieszeni to przepis na udaną wyprawę.