Światowy peleton wjechał w okres jednodniówek, w których błyszczy Katarzyna Niewiadoma. Polka najpierw wygrała La Fleche Wallone, a następnie zajęła piąte miejsce w najstarszym klasyku – Liège–Bastogne–Liège.
W 1892 r. wystawiono premierowy spektakl „Dziadek do orzechów”, wydano zbiór opowiadań „Przygody Sherlocka Holmesa” oraz rozegrano pierwsze zawody w rzucie oszczepem. To właśnie wtedy zadebiutował także wyścig Liège–Bastogne–Liège, najstarszy z grona pięciu tzw. monumentów.
A 132 lata później świetnie w tym wyścigu spisała się Katarzyna Niewiadoma.
Zwycięstwo Katarzyny Niewiadomej
Niewiadoma jednak też przeżyła piękne chwile. Cztery dni wcześniej Polka zaatakowała inny słynny klasyk – La Fleche Wallonne – i tym razem nie miała sobie równych.
Najlepsza polska zawodniczka jeszcze przed wyścigiem nie ukrywała, że jedzie po zwycięstwo, a na trasie udowodniła, że nie rzuca słów na wiatr. Cały czas była aktywna, kontrolowała przebieg rywalizacji, a w końcówce przyczaiła się za plecami Demi Vollering (SD Worx-Protime). O wygraną do końca walczyła z Włoszką Elisą Longo Borghini (Lidl-Trek), ale to Polka przecięła linię mety z ręką uniesioną w geście triumfu.
– Kiedy zaczynałam finisz, nie chciałam marnować energii na rozglądanie się. Po prostu dałam z siebie wszystko. We Fleche Wallonne startowałam po raz dziesiąty i od pierwszego wyścigu moim marzeniem było zwycięstwo – mówiła Niewiadoma na oficjalnej stronie swojego zespołu. – Mam nadzieję, że ten wyścig zainspiruje wiele osób do wiary i realizowania swoich marzeń. Miałam mnóstwo drugich, trzecich i piątych miejsc, ale nigdy nie przestałam wierzyć, że jako zespół możemy wygrać. Zwycięstwo czekało na nas – dodała Polka.
Okazało się, że wygrana w belgijskim klasyku miała dla Niewiadomej szczególne znaczenie.
– Wczoraj zmarła babcia mojego partnera i powiedzieliśmy, że pojadę dla niej. Mam jej pierścionek zaręczynowy i pomyślałam o niej, gdy tylko przekroczyłam linię mety. To zwycięstwo jest dla mnie jeszcze bardziej wyjątkowe – przyznała.
Piękna wygrana Tadeja Pogačara
Z kolei zwycięzcą 110. edycji Liège–Bastogne–Liège został Tadej Pogačar (UAE Team Emirates). Słoweniec długo czaił się z atakiem, ale jak już depnął, to rywale nie mieli szans, by go dogonić. Pogačar wjechał na metę z przewagą blisko 100 sekund nad drugim Romainem Bardetem (Team dsm-firmenich PostNL) i trzecim Mathieu van der Poelem (Alpecin-Deceuninck).
Okazało się, że dla Słoweńca wygrana również była szczególna. Rok temu nie ukończył Liège–Bastogne–Liège z powodu upadku, a przed dwoma laty nie wystartował, bo tuż przed rozpoczęciem rywalizacji zmarła jego teściowa.
– Cały dzień o niej myślałem i byłem bardzo wzruszony. Dlatego tym bardziej się cieszę, że udało się wygrać – mówił Pogačar na mecie.