Dla światowego kolarstwa to prawdziwa uczta, a dla polskiego – kolejne piękne chwile. Michał Kwiatkowski (Ineos Greanadiers) wygrał etap Tour de France i po raz kolejny zapisał się w historii największego wyścigu świata.
O takich momentach marzy się jako dziecko. Dla nich poświęca się znaczną część życia i wylewa siódme poty podczas morderczych treningów. Niewielu jednak doczeka się nagrody, a jednym ze szczęśliwców został właśnie Michał Kwiatkowski.
Wydawało się, że Polak najlepsze kolarskie lata ma już za sobą. Od zdobycia przez niego mistrzostwa świata wkrótce minie dziewięć lat, a od etapowego triumfu na Wielkiej Pętli – trzy. Od tamtej pory Polak rzadko wygrywał, więc oczekiwania wobec niego podczas tegorocznego Tour de France nie były wygórowane. Dlatego też piątkowy sukces jeśli nie był sensacją, to przynajmniej niespodzianką dużego kalibru.
Strzał w „10”
Podczas tegorocznej Wielkiej Pętli Polak miał już przebłyski wysokiej formy, ale na 13. etapie zostawił rywali daleko w tyle. Na trasie z Chatillon-Sur-Chalaronne do Grand Colombier zdecydował się na samotną ucieczkę, co okazało się strzałem w dziesiątkę.
Kwiatkowski już kilkaset metrów przed metą wiedział, że tego dnia nikt nie będzie w stanie go dogonić. Chwilę później cieszył się ze swojego drugiego etapowego zwycięstwa w Tour de France w karierze, a siódmego w historii polskiego kolarstwa. Wcześniej dokonali tego Zenon Jaskuła, Rafał Majka (trzy razy) oraz Maciej Bodnar.
– Ostatnia wspinaczka była po prostu szalona, a ekipa UAE-Team Emirates mocno naciskała za naszymi plecami. Nie sądziłem, że możliwe jest dojechanie na pierwszym miejscu, a jednak się udało – cieszył się na mecie Kwiatkowski, a po wyścigu napisał w mediach społecznościowych wymowne: „Nigdy się nie poddawaj”.
Pasjonująca walka o zwycięstwo w Tour de France
Podczas tegorocznej Wielkiej Pętli nie tylko polscy kibice przeżywają wielkie emocje, ponieważ 110. edycja wyścigu ma w sobie wszystko to, co w kolarstwie najlepsze. A to oznacza, że o wskazaniu zdecydowanego faworyta nie może być jeszcze mowy.
Co prawda od dziewięciu dni w żółtej koszulce lidera jedzie Duńczyk Jonas Vingegaard (Jumbo Visma), ale po piętach depcze mu Słoweniec Tadej Pogacar (UAE Team Emirates) i wszystko wskazuje na to, że walka o wygraną rozstrzygnie się właśnie między tymi zawodnikami.
O tym, kto zabierze żółtą koszulkę do domu, zdecydują więc pozostałe trzy górskie etapy oraz wtorkowa, 22-kilometrowa jazda na czas. Zakończenie wyścigu odbędzie się w Paryżu już w najbliższą niedzielę.