2. tydzień Tour de France

Autor: Bartosz Huzarski

Chyba nikt nie ma wątpliwości, od czego zacznę podsumowanie drugiego tygodnia największego francuskiego wyścigu etapowego.

Grande Michał Kwiatkowski na Gran Colombier w dniu święta narodowego Francji, czyli mistrz świata z Ponferrady wygrywa swój drugi etap na TDF i otwiera tym samym czwartą dziesiątkę profesjonalnych wygranych. To był w sumie tydzień Michała, ucieczka za ucieczką, próba za próbą, aż wreszcie – ku uciesze kibiców – się udało. Bez dobrych nóg i silnej psychiki na tym wyścigu nic nie wychodzi samo z siebie, więc nie ma co ukrywać – Michał wrócił do dawnej formy. A że na Tour de France jak nigdzie indziej na świecie walczy się o wszystko, o każdą klasyfikację, o każde miejsce w generalce, o każdy punkt na lotnej premii, to zapewne nie jest to ostatnie słowo Michała na tym wyścigu.

Sytuacja naszych dwóch najlepszych kolarzy szosowych w ich grupach jest raczej jasna, ale tylko dla tych, którzy znają się na kolarstwie. Można krytykować zawodników za to, że nie wygrywają, ale nie zrobi tego nikt, kto ma elementarną wiedzę o tym sporcie. Pamiętam jak dzisiaj jeden z wyścigów hiszpańskiej Vuelty – jechaliśmy go razem z Michałem, na pierwsze dziesięć etapów z pięć było idealnie skrojone pod Michała i miał na tym wyścigu świetne nogi. Mógł próbować codziennie wygrać etap, ale powiedział mi wtedy: „Jeśli później, w dalszej części zmagań, zabraknie mi sił, by pomóc liderowi wygrać cały wyścig, bo zużyłem je nie tam gdzie trzeba, to będą mi to wypominać do końca moich dni w tej drużynie”.

Podział ról jak w dobrze funkcjonującej firmie, w której każdy jest odpowiedzialny za swoją działkę i pracuje, by cała firma osiągnęła cel – tak samo skonstruowany jest sposób myślenia i planowania doboru składu pod każdy wyścig w drużynie kolarskiej. I teraz na TDF sytuacja ułożyła się wreszcie tak, że Michał ma wolną rękę. Lider jego drużyny jedzie w okolicy początku drugiej dziesiątki, czyli praktycznie niezauważony przez ogólne media. Mało tego, Thomas Pidcock, bo o nim mowa, jedzie wyścig z myślą o klasyfikacji generalnej po raz pierwszy w życiu, więc szansa niepowodzenia jest duża. Dlatego cieszy fakt, że pomocnicy drużyny Ineos Grenadiers mają wolną rękę, dzięki czemu wygrali dwa etapy z rzędu. My, kibice, chcielibyśmy częściej oglądać zarówno Michała, jak i Rafała Majkę w takich akcjach, musimy jednak wziąć pod uwagę to, o czym pisałem wcześniej. Dopóki Rafał ma za swoimi plecami realnego kandydata na wygranie całego TDF, nie wystawi nosa, aby realizować swoje cele, nawet o centymetr za daleko. Tak było, jest i będzie.

Tymczasem faworyci wyścigu robią show, jakiego nie widzieliśmy dawno. Już zeszłoroczny Tour de France był superinteresujący, pierwszy tydzień tegorocznej edycji był mega, ale to, co się działo w drugim tygodniu, podkręca jeszcze bardziej apetyt na śledzenie trzeciego. Tadej Pogacar dzień po dniu, konsekwentnie odrabia po 3–4 sekundy do lidera wyścigu. Widać, że panowie są na równym poziomie fizycznym, ale Pogacar nie może znaleźć sposobu na Vingegaarda. Dlatego w trzecim tygodniu, niezwykle ciężkim, decydujący może być jeden dzień kryzysu, a nawet jeden błąd. Pamiętamy taki słabszy dzień u Pogacara w 2022 roku, kiedy to stracił tak wiele, że jego szanse na odrobienie strat zgasły i ostatecznie przegrał cały wyścig. W tym roku może być tak samo lub zupełnie odwrotnie – i to Duńczyk zaliczy słabszy dzień. Trzeci tydzień otwiera jazda indywidualna na czas, która może dużo wyjaśnić. Próba ta nie będzie specjalnie długa, ale niezwykle ważna. Bardzo istotny będzie dobry rekonesans trasy, taktyka jazdy oraz dokładne śledzenie poczynań największego rywala. W tym tygodniu przed walczącymi o klasyfikację generalną jeszcze dwie górskie przeprawy, na etapach 17. i 20. Po tym zostają już tylko Pola Elizejskie, na których z zasady generalna się nie zmienia, aczkolwiek jak to na wyścigu – nigdy nie wiadomo, co komu wpadnie do głowy.

 

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl