Tour de France 2023: wczoraj wyścig, dziś – legenda

Autor: Siegfried Mortkowitz

Moim ulubionym momentem tego niezwykłego wyścigu, który miał więcej niezapomnianych chwil niż niejeden miesiąc miodowy, była reakcja Mateja Mohoriča na zwycięstwo na 19. etapie i jego pełen emocji wywiad. Mohorič ściga się w ekipie Bahrain Victorious, która wystartowała w Tour de France w cieniu śmierci swojego członka, popularnego kolarza Gino Mädera, w Tour de Suisse. Zespół oddał mu hołd, wygrywając trzy etapy – w jednym z nich triumfował sympatyczny 28-letni Słoweniec. 

Po serii szaleńczych ucieczek na ostatnich 20 kilometrach 172,8-kilometrowego 19. etapu Mohorič spotkał się w wyścigu do mety z Benem O’Connorem (AG2R Citroën) i Kasperem Asgreenem (Soudal-Quick Step), który wygrał poprzedni etap w podobnym trzyosobowym sprincie. Mohorič i Asgreen wpadli na metę w tym samym czasie. Gdy zdjęcie z finiszu było poddawane analizie, Słoweniec cierpliwie czekał. Gdy w końcu ogłoszono jego zwycięstwo (o nie więcej niż 2 cm), Mohorič wzbił się w powietrze z okrzykiem radości. Zaczął płakać z ulgi, wyczerpania i, jak wkrótce zdradził, wielu innych emocji. 

W udzielonym parę chwil później wywiadzie Mohorič opisał w często dramatycznych słowach życie kolarza Tour de France, jak również personelu, który go wspiera. Zaczął od stwierdzenia, że jego zwycięstwo: 

– Dużo znaczy, ponieważ życie zawodowego kolarza jest trudne i okrutne. Bardzo cierpisz podczas przygotowań. Poświęcasz swoje życie, swoją rodzinę. Robisz wszystko, by być w nieustającej gotowości. A po kilku dniach zdajesz sobie sprawę, że wszyscy tutaj są tak niesamowicie silni, że czasami trudno jest utrzymać w dłoni kierownicę.  

Trzykrotny zwycięzca zakończył wywiad stwierdzeniem:  

– Wiem, jak bardzo zwycięstwo w Tour de France może zmienić twoje życie. Chciałbym, aby każdy mógł wygrać etap tego wyścigu, ale to po prostu niemożliwe. To jest okrutne.  

Każdy czytelnik, który kocha Tour de France i podziwia jego kolarzy, powinien wysłuchać całego wywiadu: 

Mój drugi ulubiony moment miał miejsce w trakcie 20. etapu. Wtedy to ekstrawagancki francuski kolarz Thibaut Pinot, jadący na swoim ostatnim górskim etapie w swoim ostatnim Tour de France – a do tego w swoim rodzinnym regionie – dotarł na szczyt przedostatniego podjazdu etapu, Petit Ballon (9,3 km, 8,1%) z 20-sekundową przewagą nad grupą ścigających i ponad minutę przed peletonem. Ryk aplauzu, który go przywitał i za nim podążał, przyprawił niejednego obserwatora o gęsią skórkę. Ten aplauz z pewnością zrekompensował fakt, że Pinot nie wygrał żadnego etapu w swoim ostatnim Tour de France.  

To był taki Tour de France, który zarówno inspirował, jak i zasługiwał na podziw. Na długo pozostanie w pamięci widzów ze względu na intensywność wyścigu, wiele niespodzianek i dramatycznych zwrotów akcji – a przede wszystkim ze względu na bezkompromisowy pojedynek dwóch kolarzy, którzy wyraziście wybijali się ponad innych. Przez 15 etapów różnicę dzielącą Jonasa Vingegaarda (Jumbo-Visma) i Tadeja Pogačara (UAE Team Emirates) liczono w sekundach – aż do niezwykłej jazdy na czas Duńczyka na 16. etapie. Wtedy zaskoczył nawet samego siebie.  

– Czułem się dziś świetnie – powiedział po tym decydującym zwycięstwie, w którym pokonał rywala o 1 minutę i 38 sekund. – Nie spodziewałem się tak dobrego wyniku. 

Ostateczny cios przyszedł na następnym etapie – na stromych zboczach najtrudniejszego podjazdu wyścigu, Col de la Loze (28,1 km, 6%). Taki rodzaj podjazdu odpowiadał Vingegaardowi, ale nie Pogačarowi. 24-letni Słoweniec pękł zaskakująco wcześnie, gdy do końca podjazdu pozostało ponad 8 km.  

– Już po mnie – przekazał swojej drużynie wiadomość przez radio. – Nie żyję. 

Nikt nie był bardziej zaskoczony niż Vingegaard, który spoglądał w dół zbocza i wyglądał niepewnie. Mógł pomyśleć, że Pogačar upadł, i być może uznał, że powinien na niego poczekać, bo tak nakazuje etykieta wśród rywali w żółtych koszulkach. Nie – Pogačarowi po prostu zabrakło sił. Ukończył etap na 22. miejscu, 7 minut i 37 sekund za zwycięzcą, Felixem Gallem (AG2R Citroën) i prawie 6 minut za Vingegaardem. 

Wyścig o żółtą koszulkę został prawdopodobnie rozstrzygnięty 23 kwietnia, gdy w Liège-Bastogne-Liège Pogačar złamał nadgarstek. W rezultacie Słoweniec stracił sporo czasu na treningi i prawie nie brał udziału w wyścigach poprzedzających Tour de France. To tłumaczy jego niespotykaną wcześniej i nagłą utratę formy. Wrócił, by wygrać 20. etap w typowym dla siebie stylu i odzyskać część swojej formy, ale wyścig mógł już spisać na straty.  

– Nie zauważyłem, że nie jestem sobą – powiedział później. – Jechałem i z dnia na dzień czułem się coraz gorzej. Dla Col de la Loze nie mam wytłumaczenia. Myślę, że każdy doświadcza czegoś takiego w swojej karierze.  

Z pewnością miał rację, gdy powiedział:  

– Po prostu pękłem. Nikt mnie nie złamał. 

Do tego momentu dwaj wojownicy zapewnili nam emocjonujący pojedynek w jednym z najbardziej dramatycznych Tour de France w historii, częściowo dzięki nietradycyjnej trasie wytyczonej przez organizatorów. Przypomniało nam to, jeśli tego potrzebowaliśmy, dlaczego Tour de France jest najchętniej oglądanym wydarzeniem sportowym na świecie, z szacowaną liczbą 3,5 miliarda widzów. 

Było wielu uczestników tego spektaklu: na przykład bliźniacy Yates, Adam (UAE Team Emirates) i Simon (Jayco AlUla), którzy ścigali się dla siebie i przeciwko sobie – zajęli trzecie i czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Albo 25-letni Austriak Gall, który zaskoczył nas i samego siebie, pozostając z najlepszymi na niektórych podjazdach i wygrywając brutalny etap królowej.  

– Jestem zdumiony tym, do czego jestem zdolny w Tour de France – powiedział po tym etapie.  

Był też Giulio Ciccone (Lidl-Trek), który wygrał koszulkę króla gór dzięki konsekwentnej wspinaczce, bardzo wspierającej drużynie i doskonałemu planowi. 

W swoim pełnym emocji wywiadzie Mohorič zasugerował, że wszyscy, którzy byli na starcie trzy tygodnie temu w Bilbao – niezależnie od tego, czy dowozili wodę i posiłki dla drużyny, pędzili do przodu w każdej ucieczce, jak Victor Campenaerts (Lotto Dstny), czy też zapewniali liderom drużyny osłonę przed wiatrem – zasługują na żółtą koszulkę, bo dzięki nim tegoroczny Tour de France stał się legendą.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl