Co sprawia, że monument jest monumentem?

Autor: Andrea Champredonde

Gdy sama nie jeżdżę, uwielbiam oglądać kolarstwo. A Wy? Dzisiejsze płatne usługi streamingowe ułatwiają fanom śledzenie wszystkich wyścigów i trzymanie ręki na pulsie. Nigdy w życiu nie oglądałam tylu zawodów. Uwielbiam to. 

Myślałam, że znam się na kalendarzu World Tour, ale niektóre relacje na żywo zawierały modne słowo, które wprawiło mnie w zakłopotanie. Jakie to słowo? „Monument”. Czym u licha jest monument? I dlaczego tylko kilka wyścigów otrzymuje tę etykietkę? Dlaczego monument jest monumentem? Mój głód wiedzy kolarskiej sprawił, że postanowiłam poszukać odpowiedzi na te pytania. Czy jesteście gotowi, by do mnie dołączyć? No to jedziemy. 

Czym jest monument? 

Kalendarz profesjonalnych wyścigów zdominowały trzy wielkie toury: Giro, Tour de France i La Vuelta, nie bez powodu najbardziej znane wśród publiczności. Każdy z nich trwa trzy tygodnie i wiąże się z ogromną liczbą relacji telewizyjnych oraz prestiżem dla zwycięzców poszczególnych etapów i zwycięzcy klasyfikacji generalnej. Istnieją jednak inne równie ważne profesjonalne wyścigi jednodniowe, a pięć z nich nazywanych jest właśnie monumentami. Ta metafora podkreśla historyczne, kulturowe i sportowe znaczenie wyścigu. Po głębszym zastanowieniu odkryłam jednak, że kryje się za tym coś więcej. 

Więcej o monumentach 

Dlaczego właśnie monument? Wyścigi te mają monumentalne znaczenie dla każdego zawodowca. Zwycięstwo w monumencie może zaważyć na całej karierze kolarskiej. Dla niektórych zawodników jest to jedyny cel na dany rok. Czy wiecie, że prawie niemożliwe jest wygranie ich wszystkich? Wyczyn ten pozostaje jednym z najtrudniejszych, jeśli nie najtrudniejszym, w całej dyscyplinie. Monumenty są świetne dla rankingu World Tour, ponieważ oferują najwięcej punktów UCI za wyścigi jednodniowe. 

Tylko trzech kolarzy wygrało je wszystkie: Rik Van Looy, Eddy Merckx i Roger de Vlaeminck. Co jednak wyróżnia te pięć wyścigów na tle innych jednodniowych klasyków? Odpowiedź można znaleźć w historii. Nie tylko kolarstwa, ale także wydarzeń globalnych. Każdy z członków tego elitarnego grona miał swoją pierwszą edycję jeszcze przed I wojną światową. 

A jeśli kiedykolwiek byliście w Europie, z pewnością zauważyliście, że wojny światowe wszędzie pozostawiły swój ślad. Trasy tych ekskluzywnych wyścigów przebiegają drogami pełnymi pomników upamiętniających dzielne dusze, które wówczas poległy. Właśnie dlatego nazywa się je monumentami. 

Pięć kolarskich klasyków 

Skoro wiemy już, skąd wzięła się ich nazwa, przyjrzyjmy się pięciu kolarskim monumentom. Ich wspólną cechą jest to, że trasa każdego z nich liczy co najmniej 250 km. Niektóre są stworzone dla wspinaczy, a inne dla sprinterów, o ile dociągną do ostatnich 200 metrów finiszowej prostej. 

Mediolan – San Remo 

Mediolan – San Remo to pierwszy monument roku. © Profimedia

Znany też jako „La Classicissima” Mediolan – San Remo jest pierwszym monumentem roku. Zwyczajowo przypada na koniec marca, a więc początek wiosny, jest zatem również nazywany „La Primavera”. Po raz pierwszy odbył się w 1907 roku i tradycyjnie wygrywa go sprinter. Jest to najdłuższy z monumentów, a jego trasa wynosi zwykle niecałe 300 km. Czy zaskoczę Was informacją, że Eddy Merckx ma na swoim koncie siedem zwycięstw w Mediolan – San Remo? 

Dookoła Flandrii 

Być może słyszeliście, że wyścig Dookoła Flandrii nazywany jest po holendersku „Ronde van Vlaanderen”. Po raz pierwszy zorganizowano go w 1913 roku, prowadzi przez brukowane drogi i jest najmłodszym monumentem. Odbywa się w pierwszą niedzielę kwietnia. Słynie z wąskich i stromych krótkich podjazdów zwanych „bergs”, które łamią nogi najsilniejszym kolarzom po 275 km wyścigu. Tylko ustawienie się na czele wyścigu daje jakąkolwiek szansę na zwycięstwo. 

Paryż – Roubaix 

Paryż – Roubaix, ostatni z brukowanych klasyków, odbywa się zwykle tydzień po wyścigu Dookoła Flandrii. Ma dwa przydomki: „Piekło Północy” i „Królowa Klasyków”. Pierwszy Paryż – Roubaix odbył się w 1896 roku, co czyni go drugim najstarszym wydarzeniem w kalendarzu wyścigowym. Deszczowa pogoda może sprawić, że stanie się prawdziwym utrapieniem, ponieważ mokre nierówne stare bruki są śliskie jak lód – chyba że wcześniej złapana guma wykluczy nas z rywalizacji. Zwycięzcy potrzebna jest końska dawka szczęścia, aby ukończyć wyścig na pierwszym miejscu na kultowym welodromie Roubaix. 

Liège – Baston – Liège 

Liège – Baston – Liège jest najstarszym z monumentów, zatem jego przydomek „La Doyenne” (po francusku „Staruszka”) jest bardzo adekwatny. Zadebiutował w 1892 roku jako wyścig amatorski, ale dwa lata później pojawiła się wersja profesjonalna, która od tamtej pory święci triumfy. LBL jest zwykle ostatnim z wiosennych klasyków, a jego trasa jest odpowiednia dla potencjalnych zwycięzców Grand Tour. Eddy Merckx, ikona kolarstwa, zapisał się w historii tego wyścigu – wygrał go pięciokrotnie. 

Il Lombardia 

Koniec lata przynosi ostatni monument w harmonogramie, Il Lombardia. Przypada on na przełomie września i października, co sprawia, że jest nazywany „Jesiennym Klasykiem” lub „Wyścigiem Spadających Liści”. Po raz pierwszy odbył się w 1905 roku pod nazwą „Milano – Milano”, dwa lata później jako „Giro de Lombardia”, a w 2012 roku przyjął nazwę Il Lombardia. Przepiękna trasa wiodąca po wzgórzach i wokół jeziora Como sprawia, że szczególnie miło się go ogląda, o ile faktycznie opadają liście. Teren jest odpowiedni dla wspinaczy, którzy mają w zapasie odrobinę sił na wypadek sprinterskiego finiszu. Królem Il Lombardia pozostaje Fausto Coppi z pięcioma zwycięstwami na koncie. 

Uwagi na koniec 

Niestety zwyciężczyni kobiecych wersji Ronde van Vlaanderen, Paryż – Roubaix i Liège – Baston – Liège nie może liczyć na oficjalny status monumentu; pozostaje jedynie prestiż. Mediolan – San Remo i Il Lombardia nie mają jeszcze edycji dla kobiet. Miejmy nadzieję, że zmieni się to w przyszłości, gdy kolarstwo kobiet będzie się rozwijać. 

Poznanie pochodzenia nazwy „monument” dało mi do myślenia. Następnym razem, oglądając którykolwiek z tych pięciu jednodniowych klasyków, będę szukała pomników na poboczu drogi. To idealny moment, aby nie tracąc nic z akcji, wspomnieć także poległych, którzy zajmują szczególne miejsce w historii, i oddać im zasłużoną cześć. 

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl