Nowa miejscówka, nowa przygoda. Wyjazdem tym chciałem sprawdzić, czy słynne „zostawić to wszystko i wyjechać w Bieszczady” ma jakieś realne przełożenie na stan duchowy albo fizyczny. Już dzisiaj wiem, że jechać tam na jeden dzień czy nawet na weekend nie ma sensu, zbyt rozległy i ciekawy jest to obszar. Z perspektywy czasu najlepiej chyba by było zaplanować tygodniową podróż, gdyż atrakcji i miejsc wartych do odwiedzenia w Bieszczadach jest dużo. Nocować w przydrożnych hotelikach, chodzić po górach, a bardziej odległe miejsca zwiedzać na rowerze.
Bieszczady, choć nie są wysokimi górami, potrafią zaskoczyć zmiennością pogody. Jednego dnia miałem piękne słońce, drugiego od rana padał deszcz i było zimno. Ryzyko takiego wyjazdu poza sezonem jest spore, ale ponieważ każda sytuacja ma swoje plusy i minusy, a ja nie lubię podróżować w tłumie turystów, niewątpliwą zaletą jesiennego wypadu w Bieszczady jest skromna ich liczba. Bardzo dużym plusem jest też bieszczadzka jesień, kolorowa jak chyba nigdzie indziej. Zakładam, że wiosna tutaj musi wywoływać podobne emocje, gdy wszystko budzi się do życia po długiej zimie.
W Bieszczady zabraliśmy kamerę i drona, na początek więc zapraszam Was do obejrzenia krótkiej filmowej opowieści o tym miejscu.
Was również zachęcam do rozpoczęcia przygody w Bieszczadach od odwiedzenia Muzeum Przyrodniczego Bieszczadzkiego Parku Narodowego w Ustrzykach Dolnych, tak jak to zrobiliśmy my. Jak można przeczytać w Wikipedii: „Idea powstania muzeum sięga 1968 roku, a pierwotnie placówka miała funkcjonować jako Muzeum Fauny Bieszczadzkiej. W 1974 roku rozpoczęto budowę obecnego gmachu muzeum. Obiekt zakończono i otwarto w 1986 roku, a w 1991 roku został on przejęty przez Bieszczadzki Park Narodowy. Oprócz funkcji muzealnej w Ośrodku prowadzona jest również działalność naukowa i dydaktyczna.
Na ekspozycję muzealną składają się eksponaty związane z terenem Bieszczadów i obejmujące ich faunę i florę (także tę prehistoryczną), geologię, hydrologię, etnografię, architekturę oraz zagadnienia ochrony środowiska”. Muzeum jest czynne cały rok.
Bieszczady z uwagi na swoje położenie były świadkiem burzliwych dziejów Polski wraz z jej rozbiorami oraz całym okrucieństwem II wojny światowej. Obecnie żyjącemu w Polsce pokoleniu może się wydawać, że nasze społeczeństwo od zawsze było bardzo jednolite etnicznie, co nie jest prawdą. Piękne cerkwie, które widać co chwila, tworzą Szlak Cerkwi Bieszczadzkich i są bardzo zróżnicowane architektonicznie, bo były budowane przez Łemków i Bojków, a granicą panowania tych dwóch ludów określa się pasmo Wielkiego Działu. Zazwyczaj cerkwie górują nad otaczającymi je miejscowościami, wykazując w ten sposób prymat Boga nad żyjącym ludem.
Część z nich funkcjonuje do dzisiaj, część została przejęta przez stowarzyszenia i jest remontowana, a część została przekształcona w kościoły katolickie. Całościowo jednak tworzy to niesamowity klimat i warto na odwiedzenie kilku takich obiektów poświęcić dzień.
Na naszej drodze z Ustrzyk Dolnych do cerkwi św. Michała Archanioła w Bystrem odwiedziliśmy jeszcze jedno bardzo ciekawe miejsce, Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej. Wszystko, co z ziemi wykopane i nie tylko, trafia chyba tylko w to miejsce. Drewniana chata przekształcona w muzeum – pasja w prowadzeniu, pasja w zbieraniu kolejnych skarbów tej ziemi bije z niej od samego wejścia. Miejsca takie mają swój klimat tak mocny, że ciężko z nich wyjść.
Z głównej drogi odbiliśmy jeszcze do Pokazowej Zagrody Żubra. I faktycznie żubra można tam spotkać. Dosłownie jednego – przynajmniej ja nie naliczyłem więcej, ale być w Bieszczadach i żubra nie zobaczyć, to coś byłoby nie tak.
Ogólnie mówiąc, przez średnio przyjemne warunki pogodowe moja podróż przez Bieszczady opierała się na czterech kółkach Škody przynajmniej do miejscowości Majdan, gdzie stacjonuje Bieszczadzka Kolejka Leśna – bardzo fajna atrakcja turystyczna, jednak poza moim zasięgiem czasowym. Później już wsiadłem na rower, by rozkoszować się ciszą posezonowych dróg, lasem i szumem rzeki Solinka, wzdłuż której wróciłem nad Jezioro Solińskie. O zachodzie słońca powróciłem do samochodu, którym z pewną nostalgią i pewnym smutkiem rozpocząłem podróż do domu.
Bieszczady głównie kojarzą nam się z lasem, żubrami, owcami i ostatnio doniesieniami prasowymi o coraz większej liczbie wilków. Fakt, lasów jest tutaj co niemiara, ciężkie do ogarnięcia wzrokiem połacie drzew poprzecinane głównie szutrowymi drogami. Tych asfaltowych nie ma za wiele, więc planując tutaj podróż na rowerze, trzeba dobrze ocenić swoje możliwości i śledzić prognozy pogody w niepewne dni. Zawsze też warto mieć zapas picia i jedzenia zgodnie z zasadą „lepiej nosić, niż się prosić”.