Solina poleca się na jesień

Autor: Bartosz Huzarski

Rowerem można jeździć przez cały rok, a każda pora roku ma swój urok. Co więcej, poszczególne miejsca w kraju wyglądają inaczej w każdym miesiącu. Solina jesienią urzekła mnie kilka lat temu, gdy szykowałem się do transmisji Tour de Pologne. Właśnie wtedy robiłem rekonesans trasy przebiegającej przez te tereny.

Tym razem miałem więcej czasu, więc i doznań było zdecydowanie więcej. Solinę, korzystając z Małej i Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej, objechać na raz może i się da, ale w trybie turystycznego zwiedzania, który przyświeca moim wyprawom, może to być zadanie obarczone sporym stresem związanym z czasem. Solina to piękne widoki, ciche zakola i zatoczki, punkty widokowe, szczególnie malownicze jesienną porą. Solina to też wiele kilometrów zupełnie bocznych dróg o zmiennej nawierzchni, więc wybierając się w te strony, ciężko postawić tylko na jeden rodzaj roweru. Wiadomo, że Bieszczady to, co najlepsze, mają schowane nieco głębiej.

Ale zanim przeczytacie więcej o tym miejscu, zapraszam Was do zapoznania się z filmem.

Choć to może nie po drodze z Dolnego Śląska, na którym mieszkam, podróż w okolice Jeziora Solińskiego warto zacząć od punktu widokowego w Górach Słonnych z naprawdę przepięknym widokiem. Zjazd w dół drogą nr 28 prowadzącą z Przemyśla może przyprawić o zawrót głowy, a serpentyny wiją się tam wśród pięknego drzewostanu, co tylko dodatkowo podsyca nadzieje na dalszą podróż. Pierwszym przystankiem na naszej trasie są drezyny rowerowe w Uhercach Mineralnych. Ciekawe doświadczenie dla miłośników rowerów, gdyż napęd jest żywcem zaczerpnięty właśnie z naszego ulubionego środka transportu. Atrakcja ta oferuje dwie trasy, a same drezyny są czteroosobowe, jednak napęd generują dwie osoby, więc jeśli podróżujemy z małymi dziećmi, mogą one spokojnie wypoczywać z tyłu na fotelach. Drezyny jeżdżą albo w stronę Łukawicy, albo Ustrzyk Dolnych. Na trasę można wyruszyć tylko o określonej godzinie, a każdy podróżny otrzyma staroświecki kartonowy bilet na pamiątkę. Bardzo klimatyczny jest też sam przystanek w Uhercach Mineralnych – szczerze, jest to miejsce warte odwiedzenia.

Dalej samochodem udajemy się pod zaporę na Solinie, gdzie rozpoczyna się rowerowa część podróży. Na początek obowiązkowy wjazd na samą zaporę, która ma 664 metry długości i aż 81,8 metra wysokości, co stawia ją na najwyższym stopniu podium wśród podobnych konstrukcji w kraju. Budowa zapory rozpoczęła się w 1960 roku, a podczas napełniania zbiornika zatopieniu uległo aż sześć miejscowości. W bezpośrednim sąsiedztwie zapory, ale jakieś 100 metrów nad głowami spacerowiczów, zawieszona jest kolej gondolowa składająca się z 25 przeszkolonych gondoli. Trasa może nie należy do najdłuższych, gdyż ma jedynie 1,5 km długości, ale powietrzna wycieczka wzdłuż najdłuższej tamy wodnej w Polsce z widokiem na Jezioro Solińskie i kolorowe wzgórza musi być genialnym przeżyciem.

Parkingi przy zaporze są dobrym miejscem, by zostawić tutaj samochód i przesiąść się na dwa kółka. Moja trasa wyjątkowo nie będzie się składała z jednej dużej pętli, ale przejazdu wzdłuż poszarpanego brzegu jeziora do jego najbardziej odległego punktu w okolicy Chrewtu i powrotu najkrótszą drogą. Cała linia brzegowa Jeziora Solińskiego ma długość 160 km, ale to dlatego, że jest mocno nieregularna, co czyni ją też wyjątkowo ciekawą. Jezioro tworzy liczne naturalne zatoczki i małe wyspy. Ma tylko 22 km², ale za to największą w Polsce pojemność – 472 mln m³.

Pierwszym przystankiem na trasie jest Polańczyk. To mała, urokliwa miejscowość położona w większości na cyplu wysuniętym w głąb Jeziora Solińskiego. Polańczyk status uzdrowiska ma od 1999 roku i oferuje ponad 1200 miejsc dla kuracjuszy. W odwiertach występują wody wodorowęglanowo-chlorkowo-sodowo-bromkowe i jodkowe i naturalnym wydaje się, że głównie leczy się tutaj choroby układu oddechowego. Sama miejscowość jest dość długa, gdyż od ronda na głównej drodze wojewódzkiej do najdalej wysuniętego punktu jest ponad 2,6 km. Ale nie trzeba chodzić na aż tak długie spacery, ponieważ w centrum Polańczyka znajduje się piękny park zdrojowy z ławeczkami, ścieżkami spacerowymi i tężnią solankową.

Z Polańczyka pokręconą i pofałdowaną drogą udajemy się na południe, co chwilę przejeżdżając nad meandrującą tutaj rzeką Solinką, i za miejscowością Bukowiec uciekamy z głównej drogi. Tutaj zaczyna się prawdziwe zwiedzanie: mocno pagórkowaty teren, zmienne nawierzchnie dróg poprowadzone w kolejne zakamarki Jeziora Solińskiego. Są tutaj miejsca zupełnie odludne, ale są i takie, które muszą mocno kwitnąć życiem w sezonie letnim. Po drodze mijamy mniejsze i większe miejscowości, restauracje, punkty widokowe. Wszystko to sprawia, że kilometry lecą bardzo wolno.

Po powrocie na główną drogę nr 894 przejeżdżamy nad rzeką San, która wpływa do Jeziora Solińskiego. Na tym odcinku San również pięknie meandruje wśród bieszczadzkich lasów, co widać tylko z drona.

Kawałek dalej, przy Zatoce Potoku Czarnego, zdecydowałem się na powrót do punktu startu. Jesienią słońce zachodzi tutaj niespodziewanie szybko, a jeszcze musiałem poszukać noclegu, bo w Bieszczadach zostaję na dłużej.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl