Z tą trasą nie wygra żaden kolarz!

Autor: WeLoveCycling

Tego jesteśmy pewni – dziś na trasie Tour de France 2018 nie poradziłby sobie nawet największy twardziel. Froome, Cavendish, Sagan, Quintana – każdy powiedziałby „pas!”. Bo kto potrafiłby pokonać potężną górę w sytuacji, gdy znad śniegu wystaje mu tylko… głowa? Zapraszamy na zimowy spacer po górskich etapach Tour de France 2018!

W tym roku trasa w wielu miejscach wygląda jak wykres z badania EKG lub góra, na którą mitologiczny Syzyf miał wepchnąć kamień. To miejsca, na które człowiek oderwany od telewizora nie dałby rady wejść, o wjechaniu na rowerze nie wspominając. Ot, choćby ten podjazd na Col de Portet na 17.etapie. Blisko 16 km, na których trzeba pokonać prawie 1500 m przewyższenia.

– To absolutnie brutalna trasa. Zapowiada się najtrudniejszy Tour de France, jaki kiedykolwiek widziałem – przyznaje Mark Cavendish z ekipy Team Dimension Data.

Na finisz z peletonu się nie zanosi

To co w lipcu będzie przyprawiało kolarzy o mdłości i zawroty głowy, dziś wygląda… przepięknie. Więcej – nic nie wskazuje, że na tych terenach pojawi się choćby jeden rower, o ponad 200 najlepszych zawodnikach świata nie wspominając.

Pewnie wielu narciarzy nawet nie wie, że właśnie jeżdżą po górach, z którymi za kilka miesięcy morderczą walkę stoczą kolarze. I nie ma się co narciarzom dziwić, bo okolica linii mety 12. etapu już w październiku wyglądała tak:

A niespełna miesiąc później tak:

Dwa metry śniegu to jednak wciąż za mało, by z zimowego krajobrazu wymazać akcenty związane z największym kolarskim wyścigiem świata.

A kto nie zdążył jeszcze obejrzeć przebiegu tras i przyjrzeć się nawierzchni, ten będzie musiał poczekać pewnie kilka miesięcy, bo w niektórych miejsca nawet pługi nie radzą sobie z całym śniegiem. Tak jak w okolicach Plateau des Glières, gdzie zostanie rozegrany 10. etap, uważany za jeden z najbardziej morderczych. Przyznacie jednak, że teraz wygląda urokliwie.

Z kolei na razie w okolicach Alpe d’Huez na finisz z peletonu się nie zanosi. Ba, trudno byłoby nawet o walkę „bark w bark”.

Nie samobójca, ale prawdziwy fan

Dlatego dziś niektórzy zawodnicy nawet nie próbują taszczyć rowerów w okolice trasy Tour de France, bo doskonale wiedzą, że teraz jedynym akceptowalnym sprzętem są narty.

Podczas biatlonowych zawodów swoich sił spróbował nawet Francuz Romain Bardet, trzeci zawodnik zeszłorocznego Tour de France.

W tej sytuacji rowery na razie idą na bok, a kolarze przenieśli się z treningiem w cieplejsze miejsca niż zimowa Francja, bo na trasę Wielkiej Pętli dziś mógłby wybrać się tylko samobó… Ups, zapomnieliśmy, że dla prawdziwego fana kolarstwa niemożliwe nie istnieje.