Zbliżają się ostatnie dni tegorocznej edycji Tour de France, czy już Pan ustalił kto w tym roku wygra Wielką Pętlę?
Trudno by było ustalać, bo mamy już trzeci tydzień rywalizacji. Od początku wiadomo, że faworytem do zwycięstwa jest Christopher Froome. Przez cały wyścig żaden z jego rywali nie pokazał nic, co mogłoby zagrozić pozycji urodzonego w Kenii Brytyjczyka i w związku z tym przed ostatnimi etapami można powiedzieć, ze Froome ten wyścig już wygrał.
Sukcesy kolarskie na wielkich wyścigach takich zawodników jak Froome z pewnością okupione są wieloma latami intensywnych treningów. Pierwszy krok do rozpoczęcia kariery kolarskiej to nauka jazdy na rowerze. Pamięta Pan kiedy opanował jazdę na dwóch kółkach?
Na rowerze nauczyłem się jeździć w wieku dziecięcym i chyba nie miałem z tym większych problemów. W czasach mojej młodości popularne były tzw. młodzieżówki, czyli rowery szosowe dla młodzieży. Teraz producenci rowerów proponują nastolatkom rowery górskie, zapominając o kolarzówkach, na których dzieciaki mogłyby szusować po asfalcie i leśnych drogach. Niekoniecznie służą do tego rowery MTB stworzone do pokonywania ekstremalnych tras. Koniec końców młodzi ludzie jeżdżą nimi tylko po podwórku.
W moich czasach podstawowym punktem odniesienia, który rozbudzał w młodych ludziach aspiracje kolarskie był Wyścig Pokoju. Pamiętam, że robiliśmy sobie takie małe wyścigi pokoju na podwórku – na przykład grając w kapsle w piaskownicy lub na specjalnie stworzonych przez nas torach. Szło mi całkiem dobrze.
Czy to właśnie sukcesy podwórkowe sprawiły, że rozkwitła w Panu sportowa pasja?
Sportem interesowałem się od dziecka, co pozwalało mi zyskiwać przewagę taktyczną i techniczną nad, często silniejszymi, kolegami.
Uważam, ze sport jest bardzo fajny i rozwijający dla młodych ludzi, dlatego, że uczy rywalizacji w dobrym tego słowa znaczeniu. Kiedyś to właśnie sport w naturalny i zdrowy sposób wypełniał młodzieży wolny czas. Gdy byłem dzieckiem nikt nie uganiał się za wirtualnymi Pokemonami.
Jak dzisiaj spędza Pan swój wolny czas? Czy zdarza się Panu jeździć na rowerze?
Na rowerze jeżdżę po gazetę. Mieszkam na wsi, a rower służy mi głównie jako środek komunikacji. Za to systematycznie uprawiam Nordic Walking. To takie spacery na wyższym poziomie, bo zwiększają Twoją aktywność – dyscyplina, która rozwija dużo więcej partii mięśni niż zwykły spacer.
Między pracą dziennikarską i aktywnymi spacerami znalazł Pan czas na użyczenie swojego głosu w tegorocznym spocie Škoda Napędza Tour de France. Czy utożsamia się Pan z którymś z bohaterów spotu?
Jeśli pasuję do kogoś ze spotu, to jest to Dziarski Tatko. Przy okazji pozdrawiam swoją córkę.
Co napędziło Pana pasję do kolarstwa?
Kolarstwem interesowałem się zawsze, ale zostało mi przydzielone w sposób przypadkowy. W Przeglądzie Sportowym, w którym pracowałem po studiach brakowało drugiego specjalisty od kolarstwa. Rzecz jasna kolarstwo mnie wciągnęło i tak to trwa, do dziś.
Co jest najbardziej wciągającego w tej dyscyplinie sportu?
Kolarstwo jest sportem, w którym wbrew pozorom dużo się dzieje. Najbardziej podoba mi się w nim to, że żadna osoba uczestnicząca w wyścigu nie jest w stanie objąć całości rywalizacji, ponieważ każdy z uczestników widowiska, czy to kibic, czy telewidz, czy komentator, widzi zupełnie inny wycinek toczącej się rywalizacji.
Jak wygląda to tajemnicze miejsce, z którego komentuje Pan razem z Krzysztofem Wyrzykowskim rywalizację podczas Tour de France?
Jeśli miałbym opisać studio, z którego komentujemy, to muszę przyznać, że jest to pomieszczenie bardzo klaustrofobiczne. Jest tam ciemno, nie ma okien, a ściany otulone są gąbczastym wyciszeniem. Przed sobą mamy ekran telewizora, do którego się komentuje i włączone komputery.
W studio Eurosportu od wielu lat spędza Pan wiele godzin. Czy nazwałby Pan je swoim drugim domem?
Klimatyzowane studio nie jest przyjemnym miejscem, ale tylko z pozoru. Podczas komentowania długich etapów Tour de France człowiek zapomina gdzie siedzi, bo patrząc w ekran telewizyjny i poddając się towarzyszącym wyścigowi emocjom tak na dobrą sprawę „wchodzimy w telewizor” i czujemy się zupełnie jak na trasie wyścigu – jak byśmy tam stali i wszystko widzieli na żywo. Nieduży monitor w studio wypełnia cały obraz, który mamy przed oczami. Trzeba pamiętać, że żeby zapewnić telewidzom najwyższej jakości dźwięk, pomieszczenie, z którego komentujemy musi spełniać szereg warunków technicznych.
A co z posiłkami podczas wielogodzinnych relacji? Czy podczas komentowania nie robią się Panowie głodni?
W studio nie można jeść, bo to generuje dźwięki. A po za tym uczono mnie, że jak się je, to się nie mówi. Jeśli relacje są bardzo długie, to używamy z Krzysztofem Wyrzykowskim stosownego do okoliczności słowa klucz, którym jest „strefa bufetu” i wtedy jeden z nas wychodzi na chwilę, żeby zjeść. Ma to przełożenie na wyścigi kolarskie, bo podczas wyścigu kolarze również mają swoją strefę w bufetu. W ten sposób przerwa w komentowaniu odpowiada temu, co dzieje się na wyścigu kolarskim, podczas którego kolarze jedzą jadąc.
Komentujemy na siedząco, bo trzeba być bardzo skupionym. Cała trudność w relacjonowaniu polega na umiejętności jednoczesnego słuchania i mówienia. Oprócz tego, że patrzymy i słuchamy się wzajemnie, to otrzymujemy też informacje techniczne na słuchawki.
Od ilu lat tak Pan „siedzi” w studio Eurosportu?
Przygodę z komentowaniem w Eurosporcie zacząłem w 1996 roku, czyli już 20 lat temu. Pamiętam swoją pierwszą transmisję – była to relacja z wyścigu Paryż – Roubaix. To był kwiecień, długa relacja, którą prowadziłem razem z Czesławem Langiem, dobrze pamiętającym swój udział w tym wyścigu. Po pierwszym przełamaniu lodów, bo zarówno ja, jak i Czesław debiutowaliśmy w komentowaniu, po prostu zaczęło nam się bardzo dobrze rozmawiać. Udało mi się wtedy wciągnąć Czesława do snucia opowieści wokół wyścigu.
Od wielu lat relacje w Eurosporcie prowadzi Pan razem z Krzysztofem Wyrzykowskim. Gdzie się znajduje takich oddanych kolegów?
Z Krzysztofem znaliśmy się jeszcze z czasów mojej pracy w Przeglądzie Sportowym. Jego przyjacielem był mój profesor jeżeli chodzi o zawód dziennikarza – Lech Cergowski i to właśnie on nas poznał. Później w 2002 roku Krzysztof zaczął komentować w Eurosporcie. Jako duet do Tour de France i innych wyścigów zostaliśmy sparowani przez Witolda Domańskiego i tak już zostało.
Z Krzysztofem Wyrzykowskim łączy Pana wielka kolarska pasja, którą z powodzeniem zarażacie telewidzów. A kiedy kończy się sezon, nie tęskno Wam do wspólnego komentowania?
Zawsze tak jest, że jeżeli coś trwa dłużej, to następuje pewien przesyt, ale my jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. Poza okresem, kiedy rozmawiamy np. tylko telefonicznie, tęsknimy do wspólnego komentowania. Komentuje nam się bardzo dobrze, mamy podobne poglądy na wiele spraw i wspólne poczucie humoru. Każdy z nas ma umiejętność ironicznego wbijania szpilek temu drugiemu.
Komentowanie kolarstwa, w przeciwieństwie do innych dyscyplin, stwarza okazję do rozmów o wszystkim, co dzieje się wokół samego wyścigu i dlatego można z niego uczynić wspaniałą relację telewizyjną. Lubię ciekawostki geograficzne, historyczne i krajoznawcze. W kolarstwie jest na to czas – to potrzebne.
Czasami podczas wyścigu nic się nie dzieje, kolarze jadą i jadą… Jak sobie Panowie radzicie z nudą na ekranie?
Jeśli nic się nie dzieje, to zawsze mamy na podorędziu kilka tematów, które staramy się spontanicznie, w dowcipny sposób rozbudować, a czasami po prostu się przekomarzamy. Nie działamy z Krzysztofem według żadnych scenariuszy. W przypadku tak nieprzewidywalnego sportu jak kolarstwo sprawdza się spontaniczność.
A czy w przeciągu tych 20 lat komentowania zdarzyły się Panom nieprzewidywalne sytuacje, które sprawiły, że któryś z Was nie mógł dotrzeć do studia na czas?
Mieszkam na wsi, więc czasem w zimie miewałem kłopoty z dotarciem do studia. Ale w Eurosporcie jest taki zwyczaj, że zawsze mamy drugą osobę komentującą. Poza tym jesteśmy na tyle doświadczonym zespołem, że koledzy komentujący dyscypliny mogą z powodzeniem zastąpić tych, którzy z jakichś przyczyn nie mogli dotrzeć do studia.
W sporcie najważniejsze są emocje i pasja kibiców, dzięki którym nabiera on zupełnie nowego wymiaru. Atmosfera panująca podczas wyścigu udziela się nie tylko kibicom. Jak sobie Pan radzi z emocjami, które gromadzą się w Panu podczas komentowania?
Emocje są największe kiedy dotyczą polskich kolarzy – Michała Kwiatkowskiego lub Rafała Majki. Wtedy po prostu trzeba je jakoś rozładować, z reguły tuż po wyjściu ze studia. Ale kiedy wychodzimy ze studia, to wszyscy w Eurosporcie przygotowują się już do kolejnej relacji. Po emocjonującym wyścigu odprężam się więc jadąc samochodem do domu – zajmuje mi to około godziny. Mam wtedy okazję pobyć sam na sam ze swoimi emocjami i odciąć się od tego wszystkiego.
Bycie komentatorem to nie jest tylko te parę godzin spędzonych w studio – trzy, cztery czy czasami nawet sześć. To bycie z daną dyscypliną przez cały dzień. Trzeba być na bieżąco i sprawdzać wyniki najszybciej, jak to możliwe. To praca, która absorbuje człowieka przez 24 godziny na dobę.
Dziękuję, że znalazł Pan czas na wywiad. Z niecierpliwością czekamy na relacje z ostatnich etapów Wielkiej Pętli w Eurosporcie.
Ja również dziękuję i zapraszam wszystkich do oglądania kolarstwa na żywo i w telewizji, bo to naprawdę fajny sport, i co najważniejsze, bardzo nieprzewidywalny. W tym roku możecie śledzić relacje prosto ze studia w Eurosporcie również na Facebooku.
Z Eurosportem łączy nas kolarska pasja. Świat sportu to coś znacznie więcej niż zawodnicy, rekordy i spektakularne widowiska. Sport łączy ludzi bez względu na wiek, płeć, czy pochodzenie. Dzięki transmisjom Eurosportu, prowadzonym przez prawdziwych pasjonatów, takich jak Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski, możemy śledzić ponad 50 emocjonujących wyścigów, w tym Tour de France.