Wielu rodziców z niecierpliwością oczekuje na moment, gdy ich dziecko po raz pierwszy wsiądzie na rower. Przeczytali wszystkie poradniki, mają w głowie idealny plan – a teraz czekają już tylko na odpowiednią pogodę, by rozpocząć rowerową przygodę. Jednak rzeczywistość nie zawsze wygląda tak, jak sobie wyobrażamy – dlatego nie warto się zniechęcać, jeśli coś nie pójdzie po naszej myśli.
Gdy urodziła się moja córka, byłem przekonany, że zostanie rowerzystką. W końcu dziecko pasjonata dwóch kółek musi pokochać rowery, prawda? A może będzie miała zupełnie inne zainteresowania? Wszyscy mówią, żeby nie naciskać, więc tego nie robiłem. Ale nie oszukujmy się – każdy miłośnik rowerów marzy o tym, by jego dziecko podzielało tę pasję. Wyobrażamy sobie wspólne przejażdżki i jesteśmy gotowi poświęcić czas, by nauczyć dziecko wszystkiego od podstaw. W zamian oczekujemy postępów – może nie ogromnych, ale przynajmniej niewielkich kroków naprzód. U nas jednak na razie takich postępów nie widać. Nie piszę tego artykułu, by ponarzekać, lecz by wesprzeć innych rodziców, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji.
Gdy moja córka miała półtora roku, zamontowałem dla niej dziecięcy fotelik z przodu roweu. Dzięki temu mogła siedzieć przede mną i cieszyć się jazdą o wiele bardziej niż dziecko w tylnym foteliku, które widzi plecy rodzica. Spędzaliśmy na wspólnych przejażdżkach długie godziny, a ja uwielbiałem dzielić z nią te wyjątkowe chwile. Wiem, że jej też sprawiały wielką radość. Ku mojemu zaskoczeniu słowo „rower” było jednym z pierwszych, jakie wypowiedziała! Gdy tylko zaczynałem zakładać strój kolarski, z radością wykrzykiwała: „Ro-wer!” – i w podskokach biegła po swój kask. Moim ulubionym wspomnieniem z tamtych dni jest udział w rodzinnym wyścigu – żaden inny duet nie jechał wtedy na jednym rowerze.
Kolejnym logicznym krokiem był zakup rowerka biegowego, by moja córka mogła zacząć ćwiczyć kierowanie i utrzymywanie równowagi. Zdecydowałem się na tzw. rowerek 2 w 1, który co prawda ma trzy koła, ale w każdej chwili można go przekształcić w klasyczny model dwukołowy. Zacząłem zabierać rowerek na nasze spacery. Podsuwałem go jej, gdy tylko wydawało mi się, że ma ochotę spróbować, a pogoda temu sprzyjała. Moja córka nie była jednak zbyt ochoczo nastawiona do samodzielnej jazdy, więc często musiałem delikatnie popychać jej rowerek. Prawdę mówiąc, bardziej interesowały ją kamyki na ścieżce i motyle. Nie przeszkadzało mi to, bo cieszyłem się wspólnymi spacerami, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że nie robimy żadnych postępów w nauce jazdy.
Inne dzieci mijały nas na swoich rowerkach biegowych, ale moja córka zupełnie się tym nie interesowała. Z czasem po prostu przestałem zabierać rowerek na nasze spacery. Ktoś mógłby pomyśleć, że dałem za wygraną, ale to nieprawda. Wiosną, gdy miała trzy i pół roku, dostała rowerek z bocznymi kółkami. Od razu go pokochała! Wybrałem różowy model. By zmotywować ją jeszcze bardziej, zamontowałem przednie i tylne lampki oraz koszyk na zabawki. Nie mogłem się doczekać, aż założy swój kask ozdobiony naklejkami z „Psiego patrolu” i wspólnie wybierzemy się do parku. Zentuzjazmem zapakowała do koszyka Arielkę i kucyka, ale kategorycznie odmówiła założenia sportowych ubrań – do tej okazji pasowała tylko sukienka w kwiaty. Wtedy radośnie oznajmiła, że czas na piknik, więc w doskonałych humorach ruszyliśmy w drogę.
Szybko okazało się, że moja córka nie opanowała podstaw, które większość dzieci nabywa na rowerze biegowym. Nie była w stanie się skupić i stresowała się każdym łagodnym zjazdem. Największą trudność sprawiało jej panowanie nad kierownicą, co skończyło się dwoma upadkami. Za każdym razem starałem się podnieść ją na duchu i pozwalałem jej zdecydować, czy chce spróbować jeszcze raz. Gdy nie miała ochoty na dalszą jazdę, brałem rower na ramię i szliśmy na lody.
Po jakimś czasie moja córka nauczyła się pedałować i kilka razy przejechała się po kolorowym torze w parku. Wkrótce jednak jej zainteresowanie zaczęło słabnąć – aż w końcu całkiem znikło. Dziś ma cztery lata i kilka miesięcy. Zeszłoroczny sezon rowerowy już za nami, a ja jestem bardzo ciekaw, co przyniesie wiosna. Dalej zamierzam trzymać się zasady, by nie wywierać presji. Jeśli moja córka zacznie postrzegać jazdę jako obowiązek, może na zawsze zniechęcić się do tego sportu. Nadal wierzę, że każde dziecko prędzej czy później zaczyna jeździć na rowerze – to tylko kwestia czasu.
A jak to wyglądało w przypadku Waszych dzieci?