Trwa piękna i bezwzględna Vuelta a Espana

Autor: Piotr Nowik

Kolarstwo dostarcza niezapomnianych emocji, ale nie wybacza też najmniejszych błędów. W Vuleta a Espana trwa właśnie walka do upadłego. I to dosłownie.

Na razie wyścig wygląda tak, że rywale cały czas podjeżdżają i próbują siłować się z Primożem Rogliciem (Jumbo-Visma), ale Słoweniec skutecznie odpiera ich ataki. Czy wytrzyma do końca? Czy przeciwnicy szykują coś specjalnego na kolejną część wyścigu? I w końcu, jak wielki wpływ na tegoroczne ściganie będzie miał pech, jaki dopadł m.in. doświadczonego Alejandro Valverde? Pytań jest wiele, odpowiedzi otrzymamy niebawem.

Wygrana na oparach

Roglić na razie pilnuje swoich najgroźniejszych rywali, dzięki czemu okazję do pokazania się mają zawodnicy, którzy rzadziej walczą o zwycięstwa etapowe. Jednym z nich był Rafał Majka (UAE Team Emirates), który przede wszystkim ma pomagać Davidowi de la Cruzowi, ale w górach może pozwolić sobie na nieco więcej. W niedzielę Polak deptał po piętach prowadzącemu Damianowi Caruso (Bahrain Victorious), ale w końcu musiał odpuścić, a Włoch – jadąc już na parach energii – po ponad pięciogodzinnym boju zdołał jako pierwszy przeciąć linię mety.

Niedzielny etap niewiele jednak zmienił w klasyfikacji generalnej, gdzie wciąż prowadzi Roglić, a za nim czają się zawodnicy Movistaru: Enric Mas (28 sekund straty) oraz Miguel Angel Lopez (1 minuta i 21 sekund straty). – Było ciężko, upalny dzień i strome góry dały się we znaki. Moi koledzy z zespołu wykonali jednak świetną robotę, a ja miałem wystarczająco dużo siły, by wykończyć ich pracę – mówił na mecie Roglić, który podczas dziewiątego etapu zajął drugie miejsce.

Zacięta walka trwa również o wygraną w pozostałych klasyfikacjach. W młodzieżowej prowadzi Egan Bernal (Ineos Grenadiers), w górskiej Damiano Caruso, a w punktowej Fabio Jakobsen (Deceuninck – Quick – Step) na razie skutecznie ucieka Jasperowi Philipsenowi (Alpecin – Fenix) i ma nad nim 16 punktów przewagi.

Paskudny wypadek Valverde

W wyścigu niestety nie jedzie już Alejandro Valverde. 41-letni Hiszpan był w czołówce klasyfikacji generalnej, ale podczas piątkowego etapu udowodnił, że nawet najbardziej doświadczony zawodnik ani na moment nie może stracić koncentracji. Valverde  miał też pecha, bo podczas zjazdu nierówność podbiła jego koło, stracił panowanie nad rowerem i wypadł z trasy w miejscu, gdzie akurat nie było barierek.

Szczęśliwie zawodnik Movistaru nie stoczył się ze skarpy, ale z pomocą kolegów znalazł się na trasie. Próbował nawet powrotu do ścigania, ale ból był zbyt duży. Valverde ze łzami w oczach musiał się wycofać z Vuelty, a kto wie, czy to nie był dla niego ostatni wyścig w karierze.

Nazajutrz Hiszpan przeszedł operację, bo okazało się, że podczas upadku złamał prawy obojczyk. Zabieg odbył się w szpitalu w Murcji. – Wszystko odbyło się bez komplikacji – poinformował Movistar.

Wyścig dopiero się rozkręca

Dziś zawodnicy mają przerwę w ściganiu, którą w pełni przeznaczą na regenerację, bo za kilka dni zaczną się prawdziwe męki. Od wtorku kolarze będą jechali jeszcze cztery etapy płaskie i pagórkowate, ale od kolejnego weekendu zabawa rozkręci się na dobre. Na deser organizatorzy przygotowali bowiem aż pięć etapów górskich oraz czasówkę Padron – Santiago de Compostela, która 5 września zakończy ostatni z tegorocznych wyścigów z serii Grand Depart. – Czekałem na ten dzień przerwy, bo po nim nadchodzą piękne etapy, w których możemy spodziewać się naprawdę trudnej jazdy – przyznaje Roglić.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl