Zaczęło się! Wzruszające i dramatyczne historie na Tour de France

Autor: Piotr Nowik

Było wszystko: dramaty, zaskoczenia i piękne historie. Za nami otwarcie Tour de France, które po raz kolejny udowodniło, że to wyścig absolutnie wyjątkowy.

Jeśli ktoś zastanawiał się, czy wielki zegar w Breście odliczający czas do startu to nie przesada, to już po pierwszych dwóch dniach przekonał się, że cały kolarski świata czekał na coś wyjątkowego. W tegorocznym Grand Depart były piękne zwycięstwa, bolesne porażki, chwile mrożące krew w żyłach, ale też pokazy siły, charakteru oraz łzy wzruszenia. Ale po kolei.

Nieodpowiedzialność

Po pierwszym dniu najwięcej mówiło się o… pewnej kibicce, która doprowadziła do wielkiej kraksy. Organizatorzy Tour de France od lat proszą fanów o ostrożność, ale co roku wśród tysięcy ludzi przy trasie znajduje się ktoś nieodpowiedzialny. Tym razem, 45 kilometrów przed metą, kobieta prezentowała tekturę, na której był napis pozdrawiający jej dziadków. Niby nic nowego, bo takich sytuacji na każdym etapie są setki, ale kobieta zrobiła to wyjątkowo nieodpowiedzialnie i w jej tekturę wjechał Tony Martin (Jumbo-Visma), tym samym rozpoczynając efekt domina.

– To najgorsza kraksa w historii Tour de France, jaką kiedykolwiek widziałem – pisali kibice, a z lotu ptaka wyglądało to tak:

Organizatorzy wyścigu już zapowiedzieli, że nie będą tolerowali tak nieodpowiedzialnego zachowania i wobec kobiety zostaną wyciągnięte konsekwencje.

Francuzi triumfują

7 km do końca pierwszego etapu doszło do kolejnej kraksy, w której znów wzięła udział większość peletonu. Mocno poobijamy był m.in. Christopher Froome (Israel Start-Up Nation), dla którego miał to być szczególny wyścig. Upadek był tak bolesny, że pięciokrotny zwycięzca Wielkiej Pętli rozważał wycofanie się, ale nazajutrz stanął jednak na starcie.

Pierwszy, dramatyczny etap, wygrał Julian Alaphilippe (Deceuninck – Quick Step), który wyprzedził Michaela Matthewsa (Team BikeExchange) i Primoża Roglicia (Team Jumbo-Visma).

– Zespół wykonał dla mnie kawał roboty. Byłem im winny tą wygraną. Cały czas we mnie wierzyli – cieszył się na mecie Francuz.

Zwycięstwo dla dziadka

Z kolei w niedzielę szampany wystrzelił w ekipie Alpecin-Fenix, bo pierwszy na metę wpadł Mathieu van der Poel, który wyprzedził Tadeja Pogacara (UAE Team Emirates) i Roglicia.

Van der Poel od początku był bardzo aktywny, zbierał górskie bonifikaty i nie dość, że wygrał etap, to jeszcze przejął żółtą koszulkę lidera.

– Dowiedziałem się o tym jakieś pięć minut po minięciu linii mety. To coś niesamowitego! O czym myślałem na finiszu? Oczywiście o moim dziadku – mówił wzruszony Holender.

Tym samym tegoroczny Tour de France napisał pierwszą piękną historię, bo dziadek van der Poela to Raymond Poulidor. Legendarny medalista mistrzostw świata, zwycięzca klasyfikacji generalnej Vuelta a Espana w 1964 r. oraz siedmiokrotny zwycięzca etapu Tour de France,  na którego podium klasyfikacji generalnej stał aż osiem razy! I to właśnie zmarłemu półtora roku temu Poulidorowi cześć oddali zawodnicy Alpecin-Fenix tuż przed startem Tour de France, wykonując sesję zdjęciową stylizowaną na czas, gdy legendarny sportowiec dzielił i rządził na kolarskich trasach.

Najpiękniejszy hołd oddał mu jednak wnuk, niedzielnym zwycięstwem na drugim etapie Wielkiej Pętli.

Jedziemy dalej!

Teraz zawodników czekają dwa dni ścigania po płaskich trasach, a w środę odbędzie się jazda na czas z Change do Laval (27,2 km). Z kolei następny weekend zawodnicy spędzą już w górach. No to jedziemy!

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl