Dzisiaj chciałem Was zapoznać z kolejną odmianą sportu rowerowego. Ten wpis będzie o bikepackingu czyli długodystansowych wyprawach rowerowych. To taka odmiana kolarstwa, która łączy w sobie sporo romantyzmu oraz aspektów wycieczkowych i bardzo często medytacji w odosobnieniu. Obserwuję, że coraz większa grupa osób decyduje się na tą właśnie odmianę kolarstwa. Zostawiają za swoimi plecami typową, dobrze nam znaną rywalizację i robią to na swój, całkiem odmienny sposób. Poznawanie Polski, Europy czy Świata jeszcze nigdy nie było tak łatwe. Ale czy na pewno ?
To pytanie zadałem mojej znajomej. Dziewczynie, która otarła się o wyścigi, trenowanie według planu i pełne poświęcenie życia oraz każdej wolnej chwili kolarstwu. Było to kolarstwo w wydaniu amatorskim, ale wierzcie mi, każdy kto chce coś w tym sporcie osiągnąć musi ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nagle w jej głowie narodził się pewien pomysł. Ale o wszystkim możecie przeczytać poniżej. Ja tylko przedstawiam Wam – Agnieszkę Feherpataky.
Bartek: Agnieszka – skąd pomysł na bikepacking ?
Anieszka: wydaje mi się, że pomysł ten zrodził się w mojej głowie już w drugim sezonie mojej przygody z kolarstwem. Kiedyś też, może trochę w żartach, powiedziałam mojej cioci, która mieszka w Szwajcarii, że przyjadę do niej rowerem. Niestety droga ku temu była dość długa. Najpierw musiałam poznać swój organizm i jego ograniczenia, przyzwyczaić się lepiej do roweru i znaleźć złoty środek w odpowiednim żywieniu podczas takiego wyzwania. Po około dwóch latach od rozpoczęcia przygody z kolarstwem, ogromnym poświęceniu, motywacji do treningów i wyścigów jakoś się to we mnie wypaliło i razem z dziewczynami z Huzar Bike Academy wzięłyśmy udział w dwóch wyjątkowych imprezach we Włoszech. Było to Granfondo Campagnolo Roma oraz Granfondo Stelvio Santini. Również problemy z cukrem w organizmie (przyp. redakcji „początkowo podejrzenia padły na hipoglikemię gdyż poziom cukru spadał do 35 mg/dl, ale ostatecznie okazało się że wątroba Agnieszki produkuje tak szybko glikogen, a sport jeszcze bardziej to potęguje, że musiała całkowicie zmienić swoją dietę by utrzymywać poziom cukru na stałym poziomie przez cały dzień” ) skierowały mnie na drogę, podczas której chciałam zobaczyć jak mój organizm poradzi sobie z długimi, ale spokojnie pokonywanymi dystansami. Tak więc to wszystko jak i wyjazd do Szwajcarii który doszedł do skutku w 2018r. był ostatecznym przełomem.
B: Porównując bikepacking do typowych zawodów kolarskich, z Twojego doświadczenia i punktu widzenia, czy jest to jakaś forma rywalizacji, czy raczej forma ekstremalnego kolarstwa romantycznego ?
A: Ja osobiście zauważyłam, że nie lubię słowa wyścig. Wolę więc odpuszczać wszystko co jest jakąś rywalizacją. Nie lubię tego będąc z boku, ale gdy już w tym jestem zaczyna mnie to kręcić, a najbardziej ściganie się z własnymi słabościami i przekraczanie własnych granic i barier. Gdy jechałam do Szwajcarii to byłam totalnie wyluzowana, ale teraz gdy miałyśmy w planach przejechać TRP (Race Through Poland), każdy dzień, który przybliżał nas do startu, potęgował stres. Może to dlatego, że ja nie mam głowy ścigacza na krótkie dystanse, ale te długie zaczynają mnie kręcić i mogłabym brać częściej udział w takich zawodach. Wydaje mi się, że największym wyzwaniem jest tutaj Twoja głowa, Twoja psychika oraz plan którego trzeba się kurczowo trzymać.
B: Jak wyglądały przygotowania do wyścigu takiego jak Race Through Poland (RTP), który jechałaś w parze z Martą w formule samowystarczalnej czyli bez jakiejkolwiek pomocy z zewnątrz.
A: Bazę zdobywałam przez ostatnie lata, gdyż każdy rok nauczył mnie czegoś innego. Od rzeczy błahych, ale ważnych jak choćby wymiana dętki w kole, poprzez tematy techniczne, jak przygotować rower pod kątem doboru przełożeń, do praktycznych rozwiązań, jak się spakować i co zabrać, a co jest zbędne. Do tego doszły przygotowania wydolnościowe, kiedy to jeździłam długie dystanse po 5 dni z rzędu, testowałam różne spodenki i kremy na obtarcia, z którymi okazało się w drodze do Szwajcarii miałam największe problemy. Nie bez znaczenia był też trening mentalny i odpowiednie nastawienie.
B: Najlepsi zawodnicy którzy biorą udział w takich wyścigach długodystansowych potrafią zrobić 48 godzin non- stop. Jaki był Wasz plan na RTP, jak chciałyście rozłożyć godzinowo Wasz wysiłek ?
A: Trasę RTP miałyśmy rozłożoną na 5,5 dnia i wszystko rozrysowałyśmy sobie na odręcznie wykonanej mapie. Bardzo ważne jest dotarcie do punktu kontrolnego w odpowiednich ramach czasowych. Tam trzeba zdobyć pieczątkę, a żeby zostać sklasyfikowanym potrzebny jest ich komplet. 1400 km to cały dystans wyścigu, niestety w tym roku wszystko popsuła pogoda i tyko 8 osób ostatecznie dotarło do mety. My nasz plan miałyśmy korygować w zależności od warunków meteo, ale pierwsze trzy dni miały być sztywne 200 km – 260 km – 290 km – a później min 250 do 300 km w zależności od naszego samopoczucia. Ostatni dzień to około 150 km, więc być może nawet nocleg w hotelu nie byłby potrzebny gdyż już jesteś w takim transie, że tylko jedziesz. Tak więc krótka drzemka na stacji benzynowej i dalej w drogę ku mecie.
B: Co zabieracie z sobą na trasę, jak się pakujesz, jakie stroje, kosmetyki, leki, narzędzia ?
A: Bagaż waży do 6 kg, choć tutaj przy tak niesprzyjających warunkach jakich się spodziewałyśmy było ciut więcej, gdyż musiałyśmy zabrać zimowe rajtuzy kolarskie oraz ciepłe i przeciwdeszczowe kurtki. W związku z tym ja zrezygnowałam np. z pidżamy. Więc bielizna rowerowa czysta miała mi służyć do spania, by na drugi dzień w niej jechać. Oczywiście codziennie w hotelu chciałyśmy robić choćby podstawowe pranie. Bardzo ważna jest apteczka, natomiast z kosmetyków tylko to co najbardziej potrzebne. Nawet szczoteczki do zębów miałyśmy dziecięce, żeby zajmowały mniej miejsca, miniaturki kremów z filtrem i krem Asos do irchy w spodenkach, by chronił przed obtarciami. Do tego kable do ładowania latarek (dwie na przód, dwie na tył) licznika rowerowego, telefonu oraz dwa powerbanki. Podstawowe narzędzia, dętka, łatki, pompka. Do tego również suplementy, węglowodany i elektrolity w formie proszków do rozpuszczania lub płynne.
B: Czy sądzisz, że taka odmiana kolarstwa, mocno indywidualna, bezkolizyjna może zawojować rynek dwóch kółek ? Kolarstwo wyścigowe coraz bardziej przypomina życie korporacyjne, walka nawet na amatorskich imprezach, a jednak tutaj mamy więcej luzu. Sam obserwuję w mediach społecznościowych coraz większe grupy osób które jadą 250 km w jedna stronę, śpią i na drugi dzień wracają.
A: Myślę, że jest to jedna z alternatyw uprawiania tego sportu, dla ludzi którzy mają inne potrzeby. Patrząc na mój przykład, wydaje mi się, że jestem z każdym rokiem inna w tym sporcie, moje spojrzenie na rower cały czas się zmienia. Widziałam sporo osób, które bardzo zmęczyły się tym sportem, były przetrenowane, znienawidziły wręcz rower i na niego od dłuższego czasu nie wsiadają, a to wciąż amatorzy, którzy dużo się ścigali i rywalizowali. Osoby, które miały wszystko podporządkowane pod rower. Ja w sumie miałam tak samo i w pewnym momencie powiedziałam sobie, że chcę jeździć ale nie chcę znienawidzić roweru.
B: Prezes Dolnośląskiego Związku Kolarskiego Pan Rafał Jurkowlaniec wrócił ostatnio z takiej rowerowej wyprawy po Azji gdzie przejechał przez Tajlandię, Kambodżę i Wietnam. Podkreśla On, że jeśli nawet masz do przejechania 120 km dziennie, ale masz na to cały dzień i jedziesz ze średnią 20 km/h to wychodzi na to, że jest to świetny początek by nabrać kondycji, pozwiedzać i pokochać rower.
A: Dokładnie tak jest. Ostatnio bardzo wzrósł wskaźnik umieralności na choroby serca spowodowane brakiem ruchu. Więc jakikolwiek sport będzie dobry, a rower ma dużo plusów, nie obciąża stawów i możesz sobie nim pojechać praktycznie gdzie tylko chcesz i jak chcesz.
B: Następny cel w tym roku ?
A: Celem roku miał być właśnie RTP, który dla nas się praktycznie nie odbył bo przez warunki pogodowe przejechałyśmy tylko 120km. Decyzja ta była bardzo ciężka, bardzo chciałyśmy dojechać przynajmniej do pierwszego punktu kontrolnego ale załamanie pogody, opady marznącego deszczu, a na szczycie Stogu Izerskiego śniegu pozbawiły nas złudzeń. Jednak zdrowie jest ważniejsze. Natomiast podczas naszych przygotowań pojechałyśmy z Martą do Pragi, właśnie tutaj narodził się w naszych głowach pomysł, jak nie na ten rok to na lata kolejne by jednak trwać w tym postanowieniu bikepacingu i odwiedzać jedną stolicę europejską lub światową rocznie. Tak więc w tym roku chciałabym pojechać jeszcze do Berlina i do Wiednia na rowerze. A moim marzeniem jest oczywiście Race Across America ale to jest cel na którego zrealizowanie mogę sobie dać dziesięć lat.
B: To na sam koniec jeszcze temat bardzo ważny – aspekt bezpieczeństwa. Pan Rafal opowiadał mi, że największym zagrożeniem podczas jego podróży są dzikie czy też wolno biegające psy. Czy ty jako kobieta nie czułaś się zagrożona jadąc sama do Szwajcarii. Czy przed TRP poruszałyście z Martą problem bezpieczeństwa, jazdy nocą itp.?
A: Jasne, że tak. Jadąc do Szwajcarii nie czułam się zagrożona gdyż zawsze jechałam za dnia. Trasę miałam zaplanowaną i podzieloną na odcinki 130-170 km dziennie. Więc może dwa czy trzy razy dojeżdżałam do celu o zmroku, ale nigdy nie były to bardzo późne godziny. Więc pilnowałam się bardzo by nie zboczyć z głównej drogi, żeby trzymać się „cywilizacji”. Bałam się tak jak każda kobieta sama na drodze. Staram się unikać bocznych dróg i takich które wyraźnie wiodą do odludnych podejrzanych dzielnic. Oczywiście jakieś tam nieprzyjemne sytuacje były ale nic co byłoby w stanie zrazić mnie do rowerowych wypraw.
B: Jaki więc niesiesz przekaz swoim nowym kolarskim stylem? Jesteś ambasadorką marki LIV w Polsce, więc zapewne inspiracją dla wielu kobiet.
A: Chciałabym aby taka forma kolarstwa była bardziej popularna i promowana wśród kobiet. Nie jest to tak obciążający organizm wysiłek, ani urazowy sport. Daje dużo możliwości. Oczywiście trzeba to polubić, znaleźć czas i cel w takim działaniu. Ale z mojego krótkiego, ale jednak doświadczenia, mogę powiedzieć, że warto.