Najgorsza dolegliwość kolarzy: kark Shermera

Autor: Frantiska Blazkova

Wszyscy jesteśmy podatni na to, co mówi nam nasze ciało. Dziwny ból lub choroba to sygnał wysyłany przez nasz organizm, który sugeruje nam, że należy coś z tym zrobić. Ale co zrobić, jeśli nie możesz zlokalizować dolegliwości, która Cię dopadła? I co ważniejsze, jesteś właśnie w trakcie jazdy na 3 tys. mil (4828 km) bez przerwy?

Paul Danhaus był już po około 1 tys. mil (1610 km) jazdy w Race Across America (RAAM), wymagającego, ultradystansowego wyścigu z Oceanside w Kalifornii do Annapolis w stanie Maryland, gdy poczuł się dziwnie zmęczony. Podczas jazdy przez równiny Kansas w wyścigu w 2009 r. szyja zaczęła dawać mu się we znaki. „Pamiętam, że miałem problem z utrzymaniem głowy. Myślałem sobie: Jezu, chyba jestem nieźle zmęczony. I wtedy mnie olśniło”. Danhausa dopadła dolegliwość określana jako kark Shermera.

Kark Shermera to stan, w którym mięśnie szyi nie wytrzymują zmęczenia i nie dają już rady podtrzymywać głowy. Nie jest to coś, co narasta stopniowo, bo po pojawieniu się pierwszych objawów szyja zwykle przestaje działać w ciągu dwóch godzin. Szyja ostrzegła Danhausa godzinę przed tym, zanim opadła mu głowa, a miał on nadal przed sobą jakieś 2 tys. km wyścigu.

Już wielu kolarzy w historii RAAM borykało się z tą dolegliwością. Obecnie zwycięzcy kończą zwykle wyścig na 3 tys. mil w ciągu około ośmiu dni, a śpią średnio godzinę dziennie. Wszystko zaczęło się od podróży czterech mężczyzn w 1982 r., a przekształciło się w ekskluzywną próbę wytrzymałościową, która przyciąga setki kolarzy. Jednym z pierwszych czterech uczestników, którzy ścigali się podczas inauguracyjnego wyścigu z Santa Monica do Nowego Jorku, był Michael Shermer. Przeżył pierwszy rok bez wypadków, ale w 1983 r. zauważył nagle, że nie może utrzymać głowy i musiał podpierać ją dłonią, aby kontynuować jazdę. Stąd nazwa dolegliwości – kark Shermera.

James Hayden zrobił sobie podpórkę szyi z taśmy kinezjologicznej. Zdjęcie: Camille McMillan

To rzadka przypadłość, ale udowodniono, że dotyka kolarzy jadących od 500 do 1 tys. km praktycznie bez przerwy, więc uczestnicy wyścigów typu RAAM czy Paris-Brest-Paris, słynnego wyścigu na 1200 km (745 mil) we Francji, są na nią bardziej narażeni.

Pomimo niedogodności Danhaus był zdeterminowany, żeby dojechać do linii mety. Miał wtedy 60 lat, czyli był najstarszym uczestnikiem w 2009 r. Zdołał zebrać swoją ekipę, która podniosła uchwyty aerodynamiczne nad kierownicę, owinęła końcówki papierem toaletowym i przymocowała taśmę naprawczą tak, by uzyskać pożądany kształt, a dzięki tej własnoręcznie przygotowanej konstrukcji Danhaus mógł podpierać podbródek i jechać dalej. W jego przypadku nie wystąpiły bóle, a swoją dolegliwość opisywał bardziej jako dziwny stan niż wyczerpanie. Danhaus ukończył wyścig w 11 dni, 11 godzin i 51 minut.

Szybkie wyszukiwanie w Google podpowiada kilka bardziej osobliwych rozwiązań. Klamra owinięta wokół tułowia kolarza z metalowym słupkiem, który biegnie wzdłuż pleców i dalej do kasku. Taśma naprawcza wpleciona we włosy kolarki, a następnie przymocowana do jej biustonosza lub monitora tętna. Kołnierz ortopedyczny z apteki. Konstrukcja z rur PCV przymocowana do głowy i pleców. I wiele innych.