Długość paznokcia czy mrugnięcie okiem… Niesamowita wygrana w Tour de France!

Autor: WeLoveCycling

Jednego dnia decydują dosłownie milimetry, drugiego kapitalna ucieczka żółtodzioba. W 48 godzin dostaliśmy w Tour de France to, co najbardziej kochamy!

„E tam, nuda, nic się nie dzieje. Pedałują przez pięć godzin i nic poza tym!” – przyznajcie, ile razy słyszeliście takie opinie znajomych / przyjaciół / rodziny?

My już nauczyliśmy się, że kłótnie tu nic nie dają. Lepiej włączyć niedowiarkowi wyścig i powiedzieć: „A teraz patrz!”. Nie wiecie, które fragmenty wybrać? No to właśnie Tour de France napisało Wam dwie świetne historie.

6 milimetrów różnicy

Pierwsza to ta bardziej emocjonująca, trzymając w napięciu jeszcze długo po wyścigu. Sam 7. etap kibiców może nie porwał, ale końcówka to były fajerwerki połączone z petardami hukowymi i pokazem laserów. Show najwyższej próby!

Napisać, że Marcel Kittel wyprzedził Boassona Hagena o błysk szprychy, to nic nie napisać. To nie była nawet długość paznokcia, to było 0,003 sekundy! Czyli 6 milimetrów! Na tzw. stop-klatkach ludzkie oko nie było w stanie dostrzec, kto wygrał. Czemu? Bo – dla przykładu – mrugnięcie okiem trwa 0,25 sekundy!

Takiego finiszu w tym Tour de France nie widzieliśmy i z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy stwierdzić, że już nie zobaczymy. Ale dla Kittela to żaden problem – on swoje ugrał, bo dla Niemca było to trzecie zwycięstwo etapowe w tegorocznej Wielkiej Pętli!

– Nie miałem pojęcia, czy wygrałem. Na finiszu próbowałem „wydłużyć” siebie o trzy metry – uśmiechał się Kittel w rozmowie z oficjalną stroną Tour de France. – Trzecia wygrana to niesamowity sukces. Jestem w formie i cieszę się, że drużyna mnie wspiera – dodał.

„Niech ktoś mnie uszczypnie!”

Sobotni etap to już zupełnie inna bajka. Inna, ale na pewno bajka. Góry, lasy, niewielkie miasteczka i między nimi najlepsi kolarze świata. Do tego tysiące kibiców, który liczyli, że tym razem da o sobie znać jakiś „uciekinier”.

Fani mieli taką nadzieję, ale chyba niewielu liczyło, że śmiałkiem, który sam pomknie do mety, będzie Lilian Calmejane.

Do tej pory Francuz w Tour de France mógł uczestniczyć tylko jako kibic lub telewidz i pewnie marzył, by kiedykolwiek pomknąć w Wielkiej Pętli. A gdy popuścił wodze fantazji, widział siebie jako zwycięzcę. Dlatego na mecie mógłby wykrzyczeć do swojego zespołu: „Niech ktoś mnie uszczypnie!”.

– Ta dodatkowa adrenalina zaczęła krążyć w jego organizmie. Już widzi metę, już za chwilę będzie się cieszył . Kręci głową, ale nie ze zmęczenia, tylko z radości. Teraz ból zamieni się w radość. Coś wspaniałego, takie zwycięstwa cieszą wszystkich. Aż łezka się w oku kręci – emocjonowali się komentatorzy Eurosportu.

Co więc w tej sytuacji miał powiedzieć debiutant i etapowy zwycięzca Tour de France w jednym?

– Powoli to wszystko do mnie dociera. W autokarze zrobiłem kolegom kawał i powiedziałem, że to ja dziś wygram, ale to miał być tylko kawał! A tymczasem spełniłem marzenia… Wszystko potoczyło się po mojej myśli, a później tylko musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. W końcówce jeszcze łapały mnie skurcze, ale zdołałem to przełamać – cieszył się Calmejane.

Czas na kolejne górskie historie

W niedzielę kolarze dalej będę się wspinali po górach. Tym razem czeka ich ponad 180 km z Nantua do Chambery.

Czy napiszą jakieś nowe, niesamowite historie? Nie mielibyśmy nic przeciwko…

Klasyfikacja generalna po 8. etapie:

  1. Christopher Froome
  2. Geraint Thomas
  3. Fabio Aru
  4. Rafał Majka
  5. Michał Kwiatkowski
  6. Paweł Poljański
  7. Maciej Bodnar
Klasyfikacja sprinterów (zielona koszulka sponsorowana przez Škodę)
1. Marcel Kittel
2. Arnaud Démare
3. Michael Matthews

 

(źródło zdjęć: http://www.letour.fr – ASO/Alex BROADWAY)