Norman wcześnie rozpoczął swoją przygodę z jazdą na rowerze, przejeżdżał łącznie ponad 100 mil tygodniowo, podróżując między wsią, w której mieszkał a liceum w Sudbury. Pierwszy raz przejechał 100 mil jednego dnia, gdy wybrał się w podróż do Huntingdon i z powrotem, a w 1939 r. udał się na spontaniczną przejażdżkę rowerową o długości 1700 mil po swoim kraju, Anglii. Ta zaimprowizowana podróż rozpoczęła się, gdy zmierzał do Northumberland, aby odwiedzić krewnych, a że był w okolicy, zdecydował, że równie dobrze może podjechać i rzucić okiem na Edynburg, stamtąd pojechał jeszcze do John O’Groats, a potem jeszcze dalej.
Oprócz długich tras Norman ceni sobie również spokój ducha, który może przynieść jazda po wsi. Ponieważ mieszka w pagórkowatym rejonie wiejskim Suffolk, jego lokalne trasy są ciche, ładne i sprzyjają łagodnym ewolucjom. Mimo że może nie ustanawia żadnych rekordów świata, regularnie pokonuje za każdym razem od 10 do 20 mil, a odległości zapisuje w dzienniku. Jest to aktywność fizyczna, która regularnie motywuje go do wyjścia z domu – czerpie z niej ogromną radość i satysfakcję.
Z nielicznymi wyjątkami jego typowy poranek to śniadanie, szybkie mycie się i golenie oraz wyjście na rower jeszcze przed godziną dziewiątą. W normalnych okolicznościach rusza z zamiarem jazdy przez dwie godziny, ale jeśli będzie szło dobrze, wyjdzie na trzy godziny. Reżim ten wynika z jego silnego przekonania, że ludzie, niezależnie od ambicji, są przede wszystkim zwierzętami. Norman podkreśla konieczność rozsądnej ilości codziennych ćwiczeń dla mózgu i ciała. Oprócz zwalczania schorzeń i chorób, poprawy nastroju i zwiększenia energii, codzienne przejażdżki Normana pozwalają mu zachować siłę, nawet w wieku 94 lat.
Docenienie tego nie przychodzi łatwo. W prostszych czasach przedwojennych Norman uważał swój rower Dawes za najcenniejszą rzecz, którą posiadał. Poświęcił prawie cała miesięczną pensję, by kupić to cudo, a nawet zainwestował w potężne dynamo, aby go ulepszyć. Co zrozumiałe, był zdruzgotany, kiedy stracił rower po tym, jak australijski członek ekipy zostawił go gdzieś po potańcówce, ale, jak to często bywa w czasach niestabilności, frustracja kilka dni później ustąpiła poważniejszym przeżyciom. W dniu 23 maja 1944 r. Norman i pięciu członków jego załogi padło ofiarami nalotu, który zmusił ich do opuszczenia samolotu i skoku w kierunku ziemi z wysokości 23 tys. stóp.
Dziesięć sekund później, po wyciągnięciu uchwytu wyzwalającego, Norman stracił przytomność. Jego sprężynowy spadochron piersiowy złapał go pod brodą w trakcie otwierania się. Jednak doszedł do siebie jeszcze podczas spadania i doznał jedynie kontuzji kolana w wyniku niezręcznego lądowania w lesie. Właśnie z powodu tej kontuzji Norman dostał się w ręce władz (prawie rok był jeńcem wojennym i przetrwał przemarsze w 1945 r.). Tak się złożyło, że transportował go policjant, na kierownicy swojego roweru.
Tego rodzaju doświadczenia przynoszą prawdziwą świadomość tego, jak cenne i kruche jest w rzeczywistości życie. Głęboka i ciążąca świadomość tego faktu motywuje naszego bohatera do codziennej jazdy na rowerze. Norman mówi, że od 2009 r. co rok pokonuje kolejnych 5 tys. mil. Jego historia to historia wytrwałości, pasji i tego, do czego naprawdę są zdolni ludzie. Fakt, że ten weteran trzyma się swojego reżimu przypomina nam, że gdy się starzejemy, najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić jest zacząć korzystać z energii i środków, którymi dysponujemy, bez względu na to, jak wydają się ograniczone, aby realizować to, co liczy się dla nas i żyć życiem, jakiego pragniemy. Zastanów się, jak jazda na rowerze pozytywnie wpłynęła na jakość Twojego życia?
Łączy nas kolarska pasja! Škoda napędza Tour de France.