Tour de France podziwiamy za różnorodność, która wylewa się poza trasę wyścigu i to pod każdym względem. Zaskakują kibice, krajobrazy, ale przede wszystkim kolarze. Różnorodne są widoki – od sprinterskich równin, przez zapierające dech w piersiach podjazdy, aż po sam koniec w uroczym Paryżu.
Kibice przebrany za Borata
Różni są też kibice. Są tacy, którzy tygodniami podróżują kamperami za kolarzami, rozbijają się na trasie i spożywając sery oraz wino, zza stołu oklaskują przejeżdżających zawodników. Ale są też ci bardziej aktywni, którzy przebierają się np. w słoneczniki, małpy, Boratów itd., a następnie biegną za kolarzami, by pomóc im w górskiej wspinaczce.
Najbardziej wytrawni kibice Tour de France też nie mają prawa się nudzić. Kilka etapów temu w klasyfikacji generalnej prowadził Petr Sagan, choć zwycięstwa etapowe kolekcjonował Mark Cevandish. Zęby na dobre wyniki ostrzył sobie także Alberto Contador, ale plany pokrzyżowały mu upadki.
Wszyscy znawcy wymieniali więc największe nazwiska światowego kolarstwa, tymczasem minęło kilka dni, a oczy wszystkich kibiców zwrócone są na Grega Van Avermaeta, którego niedzielni kibice kolarstwa co najwyżej kojarzyli.
Zmiana prowadzenia
A stało się to dość niespodziewanie. Petr Sagan wygrał czwarty etap Tour de France i umocnił się na pozycji lidera w klasyfikacji generalnej, ale potem do gry wszedł właśnie Avermaet. Belg wygrał piąty etap „Wielkiej Pętli” i wyprzedził Słowaka. Z walki na tym etapie mógł być zadowolony Rafał Majka, który zajął trzecie miejsce.
I gdy podczas kolejnego dnia oczy kibiców wlepione były w Avermaeta, nagle do gry wrócił Mark Cavendish. Brytyjczyk najszybciej finiszował z peletonu, wyprzedzając Niemca Marcela Kittela i Brytyjczyka Daniela McLaya.
Piękne Pireneje
Aż w końcu stało się! W piątek (czyli na siódmym etapie) kolarze wjechali w Pireneje, gdzie wszystkie kamery śledziły podjazd na przełęcz Apsin (12 km, średni kąt nachylenia 6,5 proc.) oraz tzw. górali. I tym razem oczy kibiców czekających na mecie, znów jako pierwszego ujrzały Brytyjczyka, ale tym razem nie był to Cavendish, ale Stephen Cummings, dla którego było to drugie zwycięstwo etapowe w Tour de France.
Teraz przed zawodnikami znów męki, czyli dwa ciężkie etapy w Pirenejach. W sobotę na zawodników czekają cztery górskie premie, a dobę później – pięć.