Zdrowe odżywianie z perspektywy K. Niewiadomej

Autor: Kasia Niewiadoma

Równowaga, dyscyplina, smak – to moje trzy najważniejsze zasady w odżywianiu.

Trendy żywieniowe lubią się zmieniać wraz z pojawianiem się nowych badań i produktów, dlatego warto wypracować własne stabilne podejście. W ciągu prawie dziesięciu lat zawodowej kariery sportowej miałam do czynienia z wieloma całkowicie różnymi metodami i sugestiami w zakresie żywienia.

Pewnikiem jest natomiast to, że jestem jedyną osobą, która faktycznie zna moje ciało, i zarazem jedyną osobą, która potrafi powiedzieć, czego mi może brakować. Staram się jak najlepiej dochowywać wierności samej sobie. Próbowałam różnych diet lub rezygnowałam ze spożywania pewnych produktów, po prawdzie jednak tylko odwracało to moją uwagę od tego, co moje ciało toleruje, a bez czego mogłoby się obejść.

Udana dieta wymaga cierpliwości

Wsłuchanie się w swoje ciało wymaga jednak czasu. Obecnie praktycznie nigdy nie jestem na diecie. Nie ważę swoich posiłków i nie pozwalam sobie na zbytnią obsesję na punkcie spożycia węglowodanów. Zachowuję zdrową relację pomiędzy spożywanym jedzeniem a spalaniem kalorii. Nauczyłam się też, jak ważna jest pora przyjmowania posiłków – zwłaszcza w okolicach treningu. Wcześniej zdarzało mi się wychodzić z domu i jeździć przez trzy godziny z pustym żołądkiem w nadziei, że schudnę. Nigdy nic z tego nie wyszło.

Teraz podczas treningu jem co 20–30 minut i wracam do domu bez uczucia, że mogłabym wyczyścić lodówkę. Pomogło mi to również w szybszym powrocie do pełni sił. Zawsze byłam i będę przeciwniczką ścisłych diet, które wykształcają w człowieku obsesję na punkcie każdego kęsa. Nie można ich określić jako zrównoważone.

Muszę też jednak przyznać, że, jak każdy, ja też popełniam błędy żywieniowe. Jako młoda kolarka często przesadzałam z rygorem. Doprowadziło mnie to do niezdrowego stanu, w którym mój organizm przestał prawidłowo funkcjonować, m.in. do wieloletniego zaniku miesiączki. Na szczęście miałam wokół siebie ludzi, którzy pomogli mi zmienić podejście do jedzenia i pozwolili zobaczyć w nim paliwo, dzięki któremu mogę pojechać szybciej, zamiast wroga, który dokłada mi masy!

Udana dieta wymaga cierpliwości.

Potrzeby naszych ciał też się zmieniają

Należy mieć świadomość, że poszukiwanie właściwego sposobu odżywiania jest niekończącym się procesem. Aż do zeszłego roku podczas treningów nieprawidłowo się odżywiałam. Potrzebny był nowy trener i wielki cel (Tour de France), aby w końcu pokonać mój upór. Wcześniej myślałam, że jem wystarczająco dużo, jednak po przeprowadzeniu badań i przetes­towaniu różnych metod zdałam sobie sprawę, jak kluczowe w treningu jest solidne odżywianie organizmu. Oprócz mięśni trzeba trenować też jelita; kiedy się ścigasz i pochłaniasz około 80–100 g węglowodanów na godzinę, twoje ciało powinno wiedzieć, jak je przekształcić w energię.

Nie ma magicznych pokarmów

Każdy ma własną receptę na sukces. Osobiście po jeździe w okresie zimowym często mam chętkę na domowy hummus i baba ganoush z chipsami kukurydzianymi, natomiast latem sięgam po świeże owoce z masłem orzechowym lub tahini.

Uwielbiam też ryż! Jem dużo produktów ryżowych – od puddingu ryżowego przed wyścigiem po ciastka ryżowe podczas jazdy i ryż z jajkami po powrocie do domu. Wydaje się, że to za dużo, ale świetnie współgra z moim organizmem i zawsze czuję się doskonale. Chyba że jestem we Włoszech – wtedy oczywiście pochłaniam makaron.

Rygor, kiedy trzeba, zachcianki, kiedy można

W ciągu roku mój plan żywieniowy podlega ogromnym zmianom. Poza sezonem pozwalam sobie na jedzenie czegokolwiek, na co mam ochotę. Nie opycham się wieczorami, ale jeśli już sobie pobłażam, staram się odsunąć od siebie poczucie winy. Wraz z początkiem przygotowań do kolejnego sezonu zaczynam bardziej pamiętać o ograniczeniu cukru (uwielbiam słodycze i jest to dla mnie trudne wyzwanie), jednak nie odstawiam go całkowicie.

Gdy jadę na pierwszy obóz z drużyną, wzmagam dyscyplinę i uważam na porcje oraz jakość spożywanych posiłków. Obozy treningowe zawsze motywują mnie do tego, żeby się przestawić na bardziej poważne podejście. Narzucam sobie rygor i skupiam się na tym, żeby trzymać linię na wszystkie ważne wyścigi, gdzie masa ciała może zadecydować o wygranej lub porażce.

Po każdym takim okresie dyscypliny odpuszczam i pozwalam sobie jeść to, na co mam ochotę. Pod koniec sezonu nie muszę się już zbytnio kontrolować, ponieważ moje ciało naturalnie ciężko pracuje i spala wszystko, czym je nakarmię. Po ostatnim wyścigu zapominam, że w ogóle jestem sportowcem, i przez kilka dni żyję po studencku. W końcu jednak zaczynam tęsknić za zdrowym stylem życia i tak cykl się domyka.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl