Czym zajmują się zawodowi kolarze po zakończeniu kariery?

Autor: Megan Flottorp

Podobnie jak wielu zawodowych sportowców, jedynie nieliczni kolarze (z kilkoma godnymi uwagi wyjątkami) kontynuują karierę do późnej starości. Większość z nich już w wieku nastoletnim podlega rygorystycznym programom treningowym, a po dwu­dziest­ce rozpoczyna wyścigową karierę „na pełen etat”. W doros­łość wchodzą nawykli do podporządkowywania swojego rozkładu zajęć kalendarzowi zawodów i konkretnym celom stawianym w każdym sezonie.

Ze względu na absorbujący tryb życia krąg towarzyski zawodowych kolarzy na ogół skupia się wokół ludzi z branży. Nie wspominając o tym, że więk­szość z nich przenosi się do takich ośrodków jak Manchester, Girona, Nicea czy Oudenaarde, aby mieć łatwy dostęp do obiektów treningowych.

Nic więc dziwnego, że kiedy tak bardzo podporządkowuje się życie jednemu zajęciu, przejście na sportową emeryturę może okazać się szokujące. Niełatwo jest nagle znaleźć sobie nową tożsamość i powrócić do „normalnego” życia. A jednak niektórzy byli zawodnicy odkrywają w sobie nowe możliwości, a nawet znajdują sposób na włączenie się w życie kolarskiego światka. Poznamy dziś historie pięciu kolarzy, którzy po zakończeniu kariery zdobyli nowe, wyjątkowe doświadczenia.

Ted King: Ponowne odkrycie, ile radości dają dwa kółka

Ted King, były amerykański kolarz szosowy, który ostatnio jeździł dla UCI ProTeam Cannondale, przeszedł na zawodowstwo w 2006 roku i ścigał się przez dekadę. W 2015 roku zakończył karierę. Wciąż spędza mnóstwo czasu na rowerze, ale obecnie zupełnie inaczej cieszy się jazdą. King chętnie uczestniczy w takich wyścigach jak Dirty Kanza i Leadville 100, ale o jego nowym podejściu najlepiej świadczy fakt, że przerzucił się ze specja­lis­tycznych napojów regeneracyjnych na piwo.

King nie wstydzi się otwarcie mówić o trudnościach, jakich doświadczył podczas zawodowych treningów. Tak opisał ten okres: „Ascetyczna egzystencja z rygorystyczną, ścisłą dietą, reżimem interwałów i nieus­tannym krążeniem pomiędzy obozami treningowymi. Przyjaciół widuje się rzadko. Powodzenia życzę tym, którzy mają rodziny!”. Nie będzie więc zaskoczeniem, że po dekadzie takiego życia ucieszyła go perspektywa nieco większej swobody.

Sam ujął to następująco: „Nie zrozumcie mnie źle: nadal kocham kolarstwo, społeczność i atmosferę. Inaczej niż dawniej, podczas wyścigów szoso­wych, gdy o wszystkie szczegóły troszczył się mój zespół, ten rok (i udział w Leadville 100) był dla mnie powrotem do czasów amatorskich wyścigów, kiedy musiałem sam zadbać o całą logistykę – i chętnie podjąłem to wyzwanie”.

Gracie Elvin: Wsparcie innych kolarzy w przejściu na sportową emeryturę

Gracie Elvin rozpoczęła karierę w 2012 roku we włoskiej drużynie Faren-Honda, z którą zdobyła tytuł w wyścigu szosowym podczas Mistrzostw Oceanii i srebro w jeździe na czas. Po przejściu do Mitchelton-Scott australijska kolarka konsekwentnie odnosiła sukcesy w kolejnych latach, a w 2017 roku zdobyła drugie miejsce w Tour of Flanders. W 2020 roku Elvin miała już jednak dość życia w trasie – ogłosiła, że po zakończeniu sezonu przechodzi na kolarską emeryturę.

Obecnie jest ważną członkinią kobiecego związku kolarskiego, The Cyclists’ Alliance (TCA), który niedawno uruchomił program mentorski mający na celu pomoc kolarzom w powrocie do pozakolarskiego życia. „Widzimy, jak wielu sportowców z różnych dyscyplin zmaga się z codziennością po przejściu na emeryturę”, zauważyła w VeloNews Elvin. „Niektórzy kolarze po zakończeniu kariery po prostu znikają – niekiedy z uzasadnionych powodów, ponieważ założyli rodzinę lub faktycznie nie chcą już uczestniczyć w sportowych zmaganiach”.

Elvin wie, co mówi. Jest w stanie zaoferować im wsparcie, ponieważ sama nie bez trudności uczyła się życia bez nieustannego stawiania sobie celów. W przemianie pomogły jej wsparcie rodziny, praca w TCA i wyższe wykształcenie. Mimo to otwarcie przyznaje, że był to dla niej ogromny krok w nieznane – stąd też, między innymi, jej ogromne zaangażowanie w utrzymanie programu.

Gracie Elvin, Coryn Rivera i Annemiek van Vleuten świętują na podium wyścigu kobiet Tour of Flanders 2017 © Profimedia

David Millar: Od kolarza do projektanta

Były zawodowy kolarz szosowy David Millar jeździł dla Cofidis (1997–2004) i Garmin-Sharp (2008–2014). Wygrał cztery etapy Tour de France, pięć etapów Vuelta a España i jeden etap Giro d’Italia.

Bez wątpienia są to imponujące osiągnięcia. Niemniej jednak zakończenie kariery skłoniło go do podjęcia działań, które rozszerzyły jego zainteresowa­nia poza rower. Po opuszczeniu peletonu Szkot postanowił powrócić do swoich wcześniejszych hobby. Jego konikiem stało się projektowanie – obecnie aktywnie uczestniczy w tworzeniu i komercjalizacji odzieży.

Dziś świetnie sobie radzi. Podkreśla jednak, że zmiana nie przyszła mu łatwo, zwłaszcza jeśli chodzi o życie rodzinne. „Pierwszy rok był naprawdę trudny. Od czasu, gdy byłem nastolatkiem, moje życie układało się według pór roku, miesięcy, tygodni. Musiałem przyzwyczaić się do domowej rutyny, ponieważ moja rodzina przywykła do moich częstych nieobecności. Czułem się tak, jakbym musiał dopasować się do domu mojej żony i jej systemu”.

Lucy van der Haar: Z roweru do studia paznokci

Gdy decydowała się na sportową emeryturę w wieku 26 lat, Lucy van der Haar miała na koncie imponujące osiągnięcia jako zdobywczyni dwóch pierwszych miejsc w mistrzostwach świata i tytułu w wyścigu etapowym UCI. W 2020 roku Brytyjka ogłosiła, że obecny sezon będzie jej ostatnim profesjonalnym występem, wieńczącym dwa lata spędzone z Hitec Products-Birk.

Zakończyła karierę w imponującym stylu, zdobywając tytuł w klasyfikacji generalnej i punktowej podczas inauguracyjnego Dubai Women’s Tour. Wygrała pierwszy etap i przez krótki czas nosiła koszulkę liderki, którą odzyskała ostatniego dnia.

Zapragnęła jednak stabilizacji. Wraz z mężem, zawodowym kolarzem Larsem van der Haarem, zaplanowali założenie rodziny. Obecnie Lucy prowadzi własne studio paznokci w Holandii i opiekuje się dzieckiem. Oczywiście nadal od czasu do czasu wskakuje na swój rower przełajowy i towarzyszy mężowi w treningu.

Daniel Lloyd: Przypomina nam wszystkim, że nie zawsze jest łatwo

Mimo że u niektórych kolarzy zmiana tempa życia wydaje się przebiegać całkiem gładko, u części może mieć negatywne konsekwencje. Były zawodowy kolarz szosowy Daniel Lloyd miał zaledwie 13 lat, gdy zaczął startować w zawodach. Wyczynowa kariera Lloyda trwała od 2001 do 2012 roku, a jego największe sukcesy przypadły na lata 2006–2009. Dziś jest cenionym sprawozdawcą sportowym. Nie ukrywa jednak, że zawieszenie kariery na kołku przyszło mu z trudem – martwił się, czy po rezygnacji ze startów ludzie o nim nie zapomną.

W wątku na Twitterze, który odbił się szerokim echem wśród kibiców i za­wo­dowców, Lloyd zdradził, co sprawia, że okres przejściowy jest tak problematyczny: „Każdy zawodowy kolarz musi coś robić po zakończeniu kariery. Jedynie nieliczni mogą odcinać kupony od sławy. Reszta musi się zająć czymś innym, w sporcie lub poza nim”, napisał.

Przyznał, że nawet po udanej karierze ludzie mają tendencję do zapominania o zawodnikach, o ile nie dokonali czegoś niezwykłego. „Zawsze myślę o tych sportowcach, bo ta zmiana jest trudna. Wszyscy dokonali czegoś, o czym wielu jedynie marzy, ale to tylko utrudnia sprawę”.

„Chodzi o utratę celu. Całe życie jest podporządkowane kolarstwu. Kiedy to się kończy, człowiek czuje się, jakby stanął na skraju przepaści”, odpisał Lloyd zapytany, co uważa za największe wyzwanie.

Refleksja Lloyda przypomina nam, że w ostatecznym rozrachunku nawet nasi ulubieńcy są takimi samymi ludźmi jak my: mierzą się z własnymi wyzwaniami, zarówno w kolarstwie, jak i poza nim. Dla wielu osób jazda na rowerze może być wyzwalająca i wzmacniająca – ale nawet ci, którzy podchodzą do niej z mniejszym poczuciem rywalizacji, czasami muszą powalczyć, by zachować z nią zdrową relację. Miejmy nadzieję, że dzięki takim organizacjom jak The Cyclists’ Alliance i inne nadal będziemy znajdować sposoby, aby rowerowa społeczność była miejscem przyjaznym dla wszystkich.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl