Pokonał nie tylko rywali! Wygrał nierówną walkę i wszedł do historii kolarstwa!

Autor: Piotr Nowik

Ponad 50 lat czekało Tour de France na śmiałka, który wygra ten wyścig trzy razy z rzędu. Aż w końcu – ku wielkiej uciesze Francuzów – pojawił się Louison Bobet, który w walce o wejście do historii pokonał nawet nowotwór.

Jego losy było mocno pokręcone, ale zawsze zahaczały o sport. Była słabość do piłki nożnej, świetnie wyniki w tenisie stołowym, ale na końcu wygrało kolarstwo. I skorzystał na tym zarówno Bobet, jak i cała dyscyplina.

Zachwyty nad dwulatkiem

Jego ojciec kochał sport i tę miłość zaszczepiał swoim dzieciom. Louison miał to szczęście, że pan Bobet nie bał się również niepopularnych metod wychowawczych i dziecko na rower wsadził już w wieku… dwóch lat.

Mieszkańcy jego rodzinnego Saint-Méen-le-Grand nie mogli się nadziwić, że takie maleństwo jest w stanie utrzymać równowagę. Dzięki temu Louison stał się tak popularny, że jego zdjęcie na rowerku ukazało się w jednym z regionalnych dzienników.

Jak się później okazało, było to pierwsze przetarcie szlaków przed aparatami, kamerami i tłumami dziennikarzy, którzy za kilkanaście lat mieli na niego czekać na metach wielkich wyścigów.

Zapłakany zszedł z trasy

Naukę w szkole podstawowej godził z pracą, a przede wszystkim z miłością do roweru, bo jako chłopiec pomagał ojcu w piekarni dowozić klientom pieczywo. Do tego równolegle trenował piłkę nożną i tenis stołowy. W tym drugim sporcie początkowo zapowiadał się nawet lepiej niż w kolarstwie, ale w końcu wygrała pasja do roweru. Jak się później okazało, było to również zwycięstwo całej Francji.

Jego kariera zaczęła rozwijać się po osiągnięciu pełnoletności. Na początku nie był uważany za wielki talent, ale trenerzy widzieli w nim diament, który potrzebował mocnego oszlifowania.

Wszystko stanęło jednak po znakiem zapytania podczas debiutu na Tour de France w 1947 r. Bobet nie wytrzymał tam morderczej wspinaczki w Alpach i płacząc zszedł z trasy.  Taka porażka była wyjątkowo bolesna, szczególnie że prasa nie zostawiła na nim suchej nitki. Wtedy jednak zrodziły się w nim kluczowe dla kolarza cechy, czyli pracowitość i ambicja. Bobetowi ciągle jednak brakowało sprytu i chwilę potrwało, zanim z żółtodzioba zamienił się kolarskiego wyjadacza.

Louison Bobet (1951).jpg
https://en.wikipedia.org/wiki/Louison_Bobet#/media/File:Louison_Bobet_(1951).jpg

Wielka wygrana w nierównej walce

W 1950 r. dał sygnał, że w przyszłości będą musieli się z nim liczyć najmocniejsi kolarze świata, bo wygrał klasyfikację górską Tour de France, a w generalnej zajął trzecie miejsce.

Później Bobet błysnął w kilku poważnych wyścigach, ale nie potrafił się przebić w Wielkiej Pętli. Powoli zaczęto przyklejać mu łatkę zawodnika, który nie jest w stanie wygrać wyścigu wieloetapowego, gdy nadszedł 1953 r. Francuzi wiwatowali na jego cześć, a na mecie w Paryżu wygranej w Tour de France pogratulował mu sam Maurice Garin, pierwszy zwycięzca w historii tego wyścigu.

Rok później Bobet znów triumfował, a w 1955 r. stał się pierwszy kolarzem, który wygrał Wielką Pętlę trzy razy z rzędu. Po trzeci triumf jechał wycieńczony, bo już wtedy podejrzewano, że toczy walkę nie tylko z przeciwnikami. Zachodziło bowiem podejrzenie graniczące z pewnością, że w organizmie rozwija się nowotwór. Mimo to Francuz przetrwał tą trudną oraz nierówną walkę i przeszedł do historii Wielkiej Pętli.

Walka z samym sobą

Lekarze odradzali mu kolejne starty, ale mimo to postanowił spróbować sił w Wielkiej Pętli w 1958 r. Dziennikarze pisali, że wygląda na człowieka niesłychanie wyczerpanego, dla którego każde naciśnięcie na pedały jest męką. Mimo to na metę wjechał siódmy, choć wielkim wyczynem było już ukończenie wyścigu.

Karierę zakończył dwa lata później, gdy wraz z bratem uległ wypadkowi samochodowemu. Zmarł w 1983 r., przegrywając walkę z rakiem.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl