Bartosz Huzarski: By wilk był syty i owca cała

Autor: Bartosz Huzarski

Zrobiliśmy to eksperymentalnie po raz pierwszy. Wiemy, że nie jesteśmy tutaj żadnymi światowymi prekursorami, niemniej nigdy tego nie robiliśmy. Postaram się podzielić z Wami pewnymi doświadczeniami z ostatnich tygodni.

Geneza. Najczęściej zgrupowania mojej akademii kolarskiej „Huzar Bike Academy” były nastawione na trening i zdobywanie wiedzy. W mieszanym gronie lub z przewagą mężczyzn jeździliśmy najczęściej do Chorwacji w marcu, nie licząc zgrupowań lokalnych w trakcie sezonu. W tym roku wykombinowałem połączenie, które miało być przyjemne i pożyteczne zarazem. Skrzyknęliśmy się ze znajomymi i sporą bandą polecieliśmy wraz z naszymi rodzinami na Majorkę.

Image may contain: one or more people, people riding bicycles, bicycle, outdoor and nature

Lokalizacja. Majorka to wyspa na archipelagu Balearów o długości około 100 km. Znam ją bardzo dobrze z lat zawodowej kariery i wiedziałem, co możemy z niej wycisnąć. Gdyby tak zliczyć wszystkie moje zgrupowania, to wyszłoby tego kilka dobrych miesięcy. Różnica polegała na tym, że do tej pory płacili mnie, a teraz płaciłem ja. Ale po to w końcu pracujemy – żeby wydawać pieniądze. Majorka to jedno z idealnych miejsc na rower, oferuje trasy płaskie, pofalowane i prawdziwe góry (pasmo górskie Serra de Tramuntana z najwyższym szczytem Puig Major) oraz pojedyncze obiekty warte podjechania, takie jak Santuari de Cura czy Santuari of San Salvador, i prawdziwą gratkę wymagającą niemałej krzepy – Sa Calobra. O wyjątkowości tego ostatniego podjazdu mówią liczby w aplikacji Strava – ponad 87 000 osób odwiedziło to miejsce na rowerach. Po dodaniu do tego stabilnej i dobrej pogody oraz niespotykanego spokoju na drogach mamy połączenie wręcz idealne. I warto wspomnieć jeszcze o długości lotu – z Berlina to niecałe 2,5 godziny, co ma niebagatelne znaczenie przy podróżowaniu z dziećmi.

Dla rodziny. Opcji tyle, co fantazji i środków na karcie kredytowej. Od podstawowych, polegających na zwiedzaniu Palmy czy przyległych miejscowości, po te sięgające najdalszych krańców wyspy. Powiem tak… Gdyby nie rowery, zobaczylibyśmy dużo więcej. Dlaczego? Przeczytacie poniżej. Trochę przekornie napisałem, niemniej jednak tydzień na Majorce może nie wystarczyć, by zwiedzić ją w całości. To wyspa nastawiona na turystę rowerowego, można się o tym przekonać, spacerując nadmorskimi deptakami współdzielonymi z trasami rowerowymi. Co za tym idzie, wypożyczalni rowerów jest tutaj na pęczki, oferują one również przyczepki dla dzieci, rowery elektryczne i biegowe. Można więc śmiało zwiedzić najbliższą okolicę, łącząc przyjemne z pożytecznym. My zatrzymaliśmy się w Can Pastilla, blisko lotniska, Palmy i bardzo blisko oceanarium. Niby niedaleko centrum, jednak o tej porze roku bardzo spokojnie. W promieniu 200 metrów mieliśmy trzy wypożyczalnie rowerów, kilka restauracji, a plażę po drugiej stronie deptaka. Pogoda okazała się łaskawa, więc pod moją nieobecność dzieciaki spędzały sporo czasu na spacerach i zabawach w piasku. Nie mogliśmy nie zobaczyć oceanarium, wstęp – choć nie tani przy naszej liczebności – był wart odwiedzenia. Mieliśmy idealne porównanie, bo dosłownie kilkanaście dni przed przylotem byliśmy we wrocławskim oceanarium. Powiem szczerze, że to bliżej domu wypada bardzo blado na tle tego, co widzieliśmy na Majorce. Niesamowite okazy ryb i piękna sceneria – nie tylko dzieciaki były zachwycone, ale również my.

Image may contain: ocean, sky, bicycle, cloud, outdoor, nature and water

Planowanie i błędy. Uczymy się na błędach i staramy się je eliminować w przyszłości. Trzeba będzie tutaj wrócić, ale zorganizować ten wyjazd w innej, bardziej dynamicznej formie – wycieczki objazdowej. To byłoby połączenie idealne: my na rowerach, a nasze rodziny samochodami zwiedzamy wyspę i co jeden, dwa dni zmieniamy hotel. Trochę tułaczka, jednak warta przemyślenia na przyszłość. Dlaczego dopiero na przyszłość – dlatego że nas w tym roku mocno ograniczała mała Lena, która – jak to niemowlę – ma swoje cykle spania, jedzenia i zabawy. Do tego w lutym na rower można wyruszyć najwcześniej około 10, wtedy jest przyjemnie. Te 3–3,5 godziny jazdy + prysznic + lekki lunch i mamy godzinę 15, czyli powoli robi się średnio przyjemnie, szczególnie gdy zajdzie słońce. Ale nie bójcie się pokombinować trochę nad rezerwacjami oraz wynajęciem samochodu – w opcji przez internet wychodzą totalnie śmieszne pieniądze. Niemal każda miejscowość ma tutaj coś do zaoferowania: od pięknej architektury po czyste plaże z uroczym kolorem wody. Góry, panoramy – tutaj jest wszystko.

W tym roku wycieczka objazdowa nie wchodziła w grę, ale ten pomysł dojrzewa w mojej głowie. Na tym wyjedzie skupiliśmy się więc na lokalnych parkach zabaw i pięknych terenach do spacerów. Jedna wielka promenada ciągnąca się od portu w s’Arenal przez całą Palmę. Po drodze piękne większe i mniejsze przystanie, restauracje, kawiarnie. Co bardziej mobilni z naszej grupy zwiedzili jednak kawał wyspy. Nie tylko katedrę w Palmie, ale również północne górskie wybrzeże, a nawet położony na drugim końcu wyspy przepiękny przylądek Formentor.

Majorka to mekka zawodowych kolarzy. Na przełomie stycznia i lutego wyścigami z serii Mallorka Challenge oficjalnie rozpoczyna się sezon kolarski w Europie. Możecie sobie więc wyobrazić, jak wielu zawodowców przemierza niezliczone drogi wyspy w poszukiwaniu przedsezonowych kilometrów. Dla kilkunastu z nich to stałe miejsce zamieszkania, bo oferuje wszelki potrzebny do treningu teren i bardzo dynamiczne lotnisko z wieloma dogodnymi połączeniami. Trudno będzie znaleźć coś lepszego w zasięgu pół dnia podróży na wczesnowiosenną kampanię wyścigową dla zawodowca, a dla kolarza amatora – na trening. Bywały bowiem takie dni, kiedy na górskich trasach spotykaliśmy dwa, trzy samochody na godzinę. Cisza… błoga cisza… czas na przemyślenia i kontemplację… Aż do momentu, gdy wracasz do apartamentu i z okrzykiem radości oraz ustami pełnymi opowieści o mijającym dniu wita cię czwórka dzieci.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl