Niektórzy zaczynają studia, inni czerpią z życia pełnymi garściami, a Henri Cornet w tym wieku… przeszedł do historii kolarstwa wygrywając Tour de France! Oto historia żółtodzioba, który w niespotykanych okolicznościach wdarł się do księgi rekordów światowego kolarstwa.
Gdy 22-letni Egan Bernal kilka tygodni temu wygrał Tour de France, zachwytom nie było końca. Podkreślano, że to kosmiczne osiągnięcie, które mogło paść łupem tylko nieprzeciętnego talentu, który rodzi się raz na 100 lat.
W takim razie wyobraźcie sobie, że kiedyś Wielką Pętlę wygrał Henri Cornet, który był o niemal trzy lata młodszy!
„Jeśli mnie nie zamordują…”
Mówi się, że ten rekord Tour de France już nigdy nie zostanie pobity. Pewnie dlatego, że wydarzył się w 1904 r., gdy etapów nie było 21, a zaledwie 6. I nie miały po 230 km, a blisko 500 km. Do tego rowery wagą zbliżone były bardziej do skuterów niż dzisiejszych cudów techniki, a niektórzy kibice przypominali wrogich kiboli niż kolorowy korowód obecnie dopingujący kolarzy.
Zresztą nieprzypadkowo to właśnie podczas tego wyścigu, faworyt i pierwszy w historii zwycięzca Tour de France Maurice Garin powiedział: – Jeśli nie zamordują mnie przed dotarciem do Paryża, to ponownie wygram ten wyścig.
I wygrał, ale zwycięzcą był przez… kilka miesięcy. Później tytuł musiał oddać Cornetowi, najmłodszemu w historii triumfatorowi Tour de France. Jak do tego doszło? Już wyjaśniamy.
Pociąg wstydu
Podczas Wielkiej Pętli w 1904 r. Cornet jechał dobrze, ale nie wybitnie. Rywalizował z 87 zawodnikami, a po pierwszym etapie nie załapał się nawet do „10”. Później było już lepiej, raz nawet udało mu się wpaść na metę zaraz za zwycięzcą. Wynik bardzo dobry, ale nie dający szans na triumf. Chociaż…
Cornet zakończył wyścig na piątym miejscu w klasyfikacji generalnej, ale wybuch radości nastąpił pół roku później. To wtedy wyszło na jaw, że aż czterech (!) pierwszych zawodników klasyfikacji generalnej oszukiwało, bo podczas wyścigu przemieszczali się nie tylko dzięki sile nóg, ale również… pociągiem. W tej sytuacji organizatorzy nie mieli wyjścia i zdyskwalifikowali wszystkich czterech, a zwycięzcą ogłosili Corneta, który w dniu triumfu miał 19 lat 11 miesięcy i 20 dni!
„Żartowniś”, bo takim pseudonimem był określany podczas Tour de France, musiał być w szoku, w końcu na mecie zameldował się aż trzy godziny po Garinie. Gdyby zresztą ktoś wtedy powiedział, że młodzian z północno-zachodniej Francji ma jakiekolwiek szanse powalczyć o podium, to zostałby uznany za obłąkanego.
Największy i jedyny sukces
Cornet jeszcze kilka miesięcy wcześniej był absolutnym amatorem, więc na starcie Wielkiej Pętli stawiany był w jednym z rzędzie z zawodnikami, dla których już ukończenie wyścigu będzie ogromnym sukcesem. Tak zresztą było w kolejnych jego występach w Tour de France, gdy nie był w stanie nawet zbliżyć się do podium, a trzykrotnie zszedł z trasy.
Czasem udało mu się wygrać pojedynczy wyścig (w tym prestiżowy Paryż – Roubaix w 1906 r.), ale gdyby niesamowity triumf w Wielkiej Pętli, to dziś już nikt by o nim nie pamiętał.
Ostatni raz w Tour de France pojechał w 1912 r. i ukończył go na 28 pozycji. Z kolarstwa zrezygnował w wieku 28 lat, bo borykał się z problemami zdrowotnymi. Zmarł 28 lat później w wyniku pooperacyjnych komplikacji.
Klasyfikacja najmłodszych
19 lat 11 miesięcy i 20 dni – do dziś żaden zwycięzca Tour de France wiekiem nawet nie zbliżył się do Corneta. Drugi w tej klasyfikacji jest Francois Faber, który wygrał Wielką Pętlę w 1909 r., mając 22 lata (jego historię możecie przeczytać TUTAJ https://www.welovecycling.com/pl/2018/12/18/takich-kolarzy-juz-nie-ma-niezwykla-dieta-zwyciezcy-tour-de-france/ ). Z kolei Luksemburczyk był tylko o dziewięć dni młodszy od trzeciego w tym zestawieniu Bernala, tegorocznego triumfatora Tour de France.