(Źródło: Jakub Pawluczuk)
Początkowo trudno było mi uwierzyć, że to naprawdę ma się wydarzyć, i właściwie jeszcze po przyjeździe do Eybens, gdzie rozpoczęła się nasza przygoda podobne emocje towarzyszyły nie tylko mi, ale także Robertowi, drugiemu zwycięzcy, szczególnie dlatego że znaleźliśmy się w miejscu niemal jak z bajki.
Do hotelu, a właściwie pałacu położonego w Alpach, dotarliśmy późnym popołudniem. Tam poznaliśmy bardzo sympatycznych ludzi ze Škoda Hospitality Team, którzy dbali żeby niczego nam nie brakowało przez cały nasz pobyt. Wieczór spędziliśmy przy fantastycznym jedzeniu, w towarzystwie byłych zawodowców, rozmawiając o kolarstwie. Do pokojów wróciliśmy dosyć późno, jednak wcale nie oznaczało to spokojnego snu, świadomość tego co miało się wydarzyć następnego dnia powodowała że długo nie mogłem zasnąć. W końcu jednak nadszedł ten długo wyczekiwany dzień, którego z pewnością nigdy nie zapomnę.
Wszystko zaczęło się wcześnie rano, kiedy to wyruszyliśmy na przejażdżkę z Stephenem Roche, byłym kolarzem, który wygrał Giro d’Italia, Tour de France i zdobył Mistrzostwo Świata, na dodatek dokonał tego wszystkiego w
jednym roku! Podczas przejażdżki Stephen starał się z każdym porozmawiać, podczas rozmowy dał mi kilka cennych wskazówek dotyczących techniki jazdy, chyba trudno sobie wyobrazić lepszego trenera?
Po blisko godzinnej wycieczce czas mijał szybko i już niedługo jechaliśmy na start 16 etapu Tour de France. Kiedy dotarliśmy do Bourg-de-Péage udzieliła nam się atmosfera niezwykłego wydarzenia, cała masa kibiców, niezliczona ilość samochodów oklejonych logiem wyścigu, autobusy i samochody teamowe sprawiły, że uwierzyłem w to gdzie jestem.
(Źródło: Jakub Pawluczuk)
Podczas krótkiego spaceru po wiosce wyścigowej, gdzie prezentowany był samochód dyrektora wyścigu, czy koszulki liderów poszczególnych klasyfikacji, próbowaliśmy wyśmienitego francuskiego jedzenia, jednak było to tylko oczekiwanie na to co miało się za chwilę wydarzyć, a na samą myśl o poznaniu Kwiatka ciarki przechodziły mi po plecach.
Tak, za sprawą Artura, naszego opiekuna podczas wyjazdu, byliśmy umówieni na spotkanie z Michałem Kwiatkowskim, te kilka minut rozmowy z mistrzem świata było dla mnie chyba największym wydarzeniem, a zdjęcia z tym wspaniałym kolarzem są niesamowitą pamiątką tamtego dnia. Wkrótce Kwiatek musiał wracać do autobusu przygotować się do etapu, a my udaliśmy się w stronę naszego auta, jednak zanim tam dotarliśmy spotkaliśmy Bartka Huzarskiego i Michała Gołasia udających się na start, oprócz nich spotkaliśmy tak wielkie gwiazdy peletonu jak Nibali, Valverde, Cavendish, czy Greipel.
Tego dnia mieliśmy przejechać cały etap przed kolarzami dlatego nie mogliśmy oglądać startu, za to widzieliśmy tysiące kibiców czekających na peleton, siedzieli w miasteczkach, wioskach i na otwartych przestrzeniach całymi rodzinami, poprzebierani, gotowi do szaleńczego dopingu. W pewnym momencie dołączyliśmy do kibicowania czekając na lot helikopterem, po wykrzyczeniu kilku słów otuchy do Michała Gołasia jadącego w ucieczce, zapięliśmy pasy i unieśliśmy się w przestworza podziwiając pracę peletonu, góry i stare francuskie miasteczka z lotu ptaka, z tej perspektywy wszystko wyglądało jeszcze piękniej.
(Źródło: Jakub Pawluczuk)
Zanim dotarliśmy na metę spotkaliśmy legendarnego diabła, który już po raz 26 kibicuje na trasie TdF, a przez cały etap nasz kierowca Tim Harris, który zdobył w przeszłości mistrzostwo Wielkiej Brytanii, umilał nam dzień zdradzając tajemnice zawodowego peletonu. W Gap ostanie metry oglądaliśmy niemal z linii mety, atmosfera na mecie była piorunująca, ten niesamowity huk dłoni uderzających o bandy musi kolarzom dodawać skrzydeł, a warto wspomnieć, że taki doping otrzymywał każdy kolarz, który dojeżdżał do mety.
(Źródło: Jakub Pawluczuk)
Prawdę mówiąc do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu dla kolarzy, po tym co zobaczyłem mam jeszcze większy szacunek do tego co robią. Jednak na równie duży szacunek zasługują też ludzie ze Škoda Hospitality Team, którzy
organizowali cały nasz pobyt, wszystko było zorganizowane w sposób niesamowicie profesjonalny, widać było w nich wielką pasję do swojej pracy, budowali w ten sposób niezapomnianą atmosferę, chciałoby się tam wrócić i przeżyć jeszcze jeden tak niezwykły dzień.
Jakub Pawluczuk