Wielka wyprawa po Święty Graal kolarstwa. Dołączacie?

Autor: Piotr Nowik

Wyłączcie telefony, uzupełnijcie lodówkę, a na drzwiach wywieście napis: „Nie przeszkadzać, trwa kolarska uczta!”. W sobotę startuje najstarszy, największy i najbardziej prestiżowy wyścig świata – Tour de France! Gotowi? Zaczynamy!

Na taką ucztę fani piłki nożnej czy siatkówki czekają cztery lata. Pasjonaci kolarstwa na szczęście otrzymują ją co roku, a i tak przerwa między edycjami ciągnie się jak najdłuższy i najnudniejszy etap.

W sobotę kolarskie męki pójdą już w zapomnienie i zaczną się trzy tygodnie wszystkiego, co w tej dyscyplinie najlepsze. Szczególnie, że tegoroczne ściganie zapowiada się wyjątkowo smakowicie.

„Są wyścigi i jest Tour de France. Żółta koszulka to Święty Graal kolarstwa” – słychać na filmie reklamującym 106. edycję wyścigu i nie ma w tym żadnej przesady.

Przeklęty katar!

Niestety, ale tegoroczne emocje wynikają głównie z faktu, że z tegorocznej rywalizacji wypadł Christopher Froome. Brytyjczyk rekord zwycięstw w Tour de France ma na wyciągnięcie ręki, ale coraz bardziej wątpliwe wydaje się, że uda się mu postawić ostatni krok.

Froome Wielką Pętlę wygrał już cztery razy i do zrównania się z rekordzistami brakuje mu tylko jednego zwycięstwa. Rok temu musiał jednak uznać wyższość Gerainta Thomasa, a w tym… kontuzji. W czasie rekonesansu trasy podczas Criterium du Dauphine miał bowiem koszmarny wypadek.

– Przewrócił się zjeżdżając przy dużej prędkości i uderzył w ścianę. To oczywiste, że nie pojedzie w Tour de France. Trochę potrwa, zanim w ogóle wróci do ścigania – mówił Dave Brailsford, szef grupy Ineos, przed kamerami francuskiej telewizji.

34-letni kolarz złamał kość udową, biodrową, kilka żeber i przemieścił łokieć, a zaraz po wypadku miał problemy z mówieniem. A wszystko przez to, że – jak zapewniał jeden ze świadków wypadku – podczas zjazdu puścił kierownicę, by… wysiąkać nos. Co za pech!

Rekord nie padnie

Kolega z zespołu Michała Kwiatkowskiego nie jest jednak jedynym zawodnikiem, który ostrzył sobie zęby na rekord, a nawet nie będzie dane mu się z nim zmierzyć.

W Tour de France nie pojedzie też inny znakomity kolarz – Mark Cavendish. Zawodnik Dimension Data ma na koncie 30 wygranych etapów w Wielkiej Pętli, a do rekordzisty Eddy’ego Merckxa brakuje mu czterech. W tym roku nie odrobi jednak ani jednego, ponieważ po walce z wirusem szefowie jego grupy uznali, że Brytyjczyk nie jest jeszcze wystarczająco mocny, by pojechać w największym wyścigu świata.

Podobny ból odczuwa również Nacer Bouhanni z grupy Cofidis, który też nie znalazł uznania w oczach szefostwa swojego teamu.

Na czas nie zdążył przygotować się Holender Tom Dumoulin, który również zmagał się z kontuzją. Pod nieobecność Froome’a mógłby być nawet jednym z pretendentów do wygrania wyścigu, ale ostatecznie w Wielkiej Pętli nie pojedzie.

Posucha po tłustych latach

Kontuzje i nieszczęścia sprawiły, że wśród fanów kolarstwa rozgorzała dyskusja pt. „Kto wygra 106. Tour de France?!”. Najwyżej stoją notowania Gerainta Thomasa. W zeszłym roku pokazał, że wie, jak dowieźć żółtą koszulkę na Pola Elizejskie, poza tym Ineos to zdecydowanie najmocniejsza grupa w światowym peletonie. W końcu nieprzypadkowo z sześciu ostatnich edycji Wielkiej Pętli, zawodnicy Ineos (wówczas jeżdżący pod szyldem Team Sky) wygrali aż pięć!

Tyle że szefostwo zespołu woli dmuchać na zimne i zabezpiecza się na wypadek słabszej dyspozycji Thomasa. W jaki sposób? O jak najwyższą lokatę (a może nawet o zwycięstwo?) ma walczyć również inny kolega z zespołu Kwiatkowskiego – Kolumbijczyk Egan Bernal.

Wśród kandydatów do wygranej wymieniani są też zawodnicy, którzy już kiedyś błysnęli na Wielkiej Pętli: Vincenzo Nibali (zwyciężył w 2014 r.), któryś z braci Yates (Adam klasyfikację młodzieżową wygrał w 2016 roku, a Simon w 2017) oraz Nairo Quintana (triumfował zarówno w klasyfikacji górskiej, jak i młodzieżowej).

Na jeszcze inne rozstrzygnięcie liczą gospodarze wyścigu, bo tłustych latach, ostatnim francuskim zwycięzcą Wielkiej Pętli był Barnard Hinault i to 34 lata temu! Dziś największe szanse wydaje się mieć Romain Bardet, który w 2016 roku był drugi, a w 2017 – trzeci.

Początek wyścigu na podwórku mistrza

Wielki ściganie zaczyna się w sobotę w Brukseli, gdzie Tour de France przyciągnął sam Eddy Merckx, pięciokrotny zwycięzca wyścigu, uważany za najwybitniejszego kolarza w historii.

Trasa pierwszego etapu prowadzi niemal przed podwórko jego domu i liczy łącznie blisko 195 km. Rywalizacja zapowiada się bardzo ciekawie, ponieważ dla wielu zawodnik będzie to pierwsza i ostatnia okazja założenia żółtej koszulki lidera, a przecież motywem przewodnim tegorocznego Tour de France jest właśnie 100-lecie najbardziej znanej kolarskiej koszulki na świecie!

Nazajutrz ściganie będzie jeszcze ciekawsze, bo po ulicach Brukseli zostanie rozegrana jazda drużynowa na czas. Trasa liczy zaledwie 28 km, ale potrafi spłatać figla najlepszym zawodnikom.

W poniedziałek kolarze zameldują się już we Francji, a trzy dni później do głosu dojdą specjaliści od jazdy po górach. Prawdziwa gratka jednak czeka na nich dopiero w drugiej części wyścigu, gdy losy Tour de France będą rozstrzygały się w Pirenejach i Alpach.

  1. edycja Tour de France zakończy się 28 lipca na Polach Elizejskich. Gotowi do startu?

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl