W życiu spokojny, ułożony, wręcz flegmatyczny, ale rower zamieniał go w kolarską bestię, która seryjnie wygrywała czasówki i nie odpuszczała w górach. Miguel Indurain okazał się nie tylko absolutnym dominatorem Tour de France, ale też zawodnikiem, którego oddziaływanie wyszło daleko poza sport.
„Jego twarz stała się symbolem nowej Hiszpanii, pewnie wkraczającej na scenę europejską po latach dyktatury” – pisał o Indurainie „Procycling”. Z kolei miliony rodaków śledziły każdy jego krok, a władze państwowe nagradzały orderami. Nic dziwnego, bo do dziś jest jedynym kolarzem, który w Tour de France niepodzielnie rządził przez pół dekady.
Trzech innych kolarzy też wygrało Tour de France pięciokrotnie, ale tylko Hiszpan zrobił to pięć razy z rzędu! Gdybyście jednak spotkali go na ulicy, to nie dalibyście wiary, że ten ktoś jest w stanie przejechać 200-kilometrowy etap, o jego wygraniu nie wspominając.
O czym nie wie żona?
Gdy zsiadał z roweru, stawał się człowiekiem bardzo powolnym i introwertycznym. Dziennikarze mówili, że energię magazynował na każdym kroku, by później oddać ją ze zwielokrotnioną siłą na czasówkach i podjazdach. Sam Indurain oficjalnie pewnie by tego nigdy nie potwierdził, bo wywiadów udzielał bardzo niechętnie.
– Zastanawiam się, czy jego żona w ogóle wie, kim jest człowiek, który koło niej sypia – stwierdził kiedyś jeden z dziennikarzy.
Hiszpanie nie mieli mu jednak tego za złe. No bo jak gniewać się na zawodnika, który po latach posuchy Hiszpanii w Tour de France wygrywa ten wyścig i to pięć razy z rzędu?!
Niektórzy mówią, że w Wielkiej Pętli był skazany na sukces, ponieważ urodził się w lipcu, czyli miesiącu, gdy zawsze rozgrywane jest Tour de France. Jednak nawet największe przesądy stają się tylko bajkami przy niesamowitym talencie i pracowitości Induraina.
Kradzież roweru
W tym wszystkim potrzebował też trochę szczęścia i to nawet nie podjazdach, czy w trakcie taktycznych rozgrywek. Być może najmocniej dopisało mu ono w młodości, gdy zastanawiał się na co postawić. Wachlarz był szeroki, bo młody Miguel grał w piłkę nożną, koszykówkę, a także biegał i rzucał oszczepem. Wygrało jednak kolarstwo.
Jego miłość do tego sportu na dodatkową próbę została wystawiona w wieku 10 lat, gdy skradziono mu rower, ale może to właśnie wtedy narodził się w nim upór. Indurain nie obraził się bowiem na cały świat i nie czekał na kolejny sprzęt od rodziców, tylko zakasał rękawy i poszedł pracować z ojcem w polu. W ten sposób zarobił na swój drugi rower, którego strzegł już jak oka w głowie.
Pierwszy wyścig wygrał w wieku 14 lat, a cztery lata później był już mistrzem Hiszpanii amatorów. W tym kraju takie talenty nie pozostają niezauważone, więc 20-letni Indurain był już nie tylko zawodowcem, ale również reprezentantem Hiszpanii na igrzyskach olimpijskich w Los Angeles.
Wielki kuszenia mistrza
W 1991 r. faworytem do swojego czwartego triumfu w Tour de France był legendarny Greg LeMond. W końcu w ostatnich trzech latach triumfował pięciokrotnie, a właśnie wchodził w dobry kolarski wiek. Wówczas w czołówce pojawił się jednak Indurain, który na poprzednich TdF był kolejno: 97., 47., 17. i 10.
W 1991 r. to LeMond od początku rozdawał karty, ale w połowie wyścigu do głosu doszedł Hiszpan i był już poza zasięgiem wszystkich. Żółtą koszulkę założył po 13. etapie i nie oddał jej do końca.
Zresztą w tym trykocie łącznie spędził aż 60 dni! Do tego dołożył też dwa zwycięstwa w Giro d’Italia, ale – choć niezwykle chciał – to nigdy nie udało mu się triumfować u siebie w domu, czyli w Vuelta a Espana.
Przeprowadził też atak na rekord Tour de France – w 1996 r. pojechał po szóste zwycięstwo, ale skończył na 11. pozycji i nie został absolutnym królem Wielkiej Pętli. Później, choć był kuszony wielkimi pieniędzmi (ok. 5 mln euro), postanowił zakończyć karierę.
Z kibicami pożegnał się złotym medalem na igrzyskach olimpijskich w Atlancie, a z dziennikarzami na specjalnie zwołanej konferencji prasowej. Przybyło na nią ponad 300 pracowników mediów, którym Indurain przeczytał oświadczenie.
„Walka z rywalami jest coraz trudniejsza, poza tym sądzę, że w kolarstwie spędziłem już wystarczająco dużo czasu. Teraz czeka na mnie rodzina” – powiedział Indurain i wyszedł z sali konferencyjnej, oczywiście bez odpowiadania na jakiekolwiek pytania.