To największy oryginał w historii kolarstwa? Nieprawdopodobna zawartość zawodniczej koszulki!

Autor: Piotr Jawor

W kieszeni miał wodę kolońską i grzebień, a na mecie prezentował się jak model, a nie zawodnik, który właśnie przejechał 200 kilometrów. Taki właśnie był Szwajcar Hugo Koblet, zwycięzca Tour de France z 1951 roku, który rozkochał w sobie tysiące kobiet.

David Beckham wzrokiem chirurga przyglądał się każdej kresce tatuażu rysowanego na jego ciele. Cristiano Ronaldo na moment niedoskonałości nie pozwala nawet jednemu z dziesiątek tysięcy swoich włosów. Żaden z nich nie wpadał jednak na pomysł, by w trakcie meczu układać fryzurę lub skrapiać się perfumami. Dla Hugo Kobleta nie stanowiło to jednak żadnego problemu, a wręcz przeciwnie – w pewnym momencie stało się rytuałem.

Znalezione obrazy dla zapytania hugo koblet
http://italiancyclingjournal.blogspot.com/2010/09/hugo-koblet-first-foreign-winner-of.html

 

Wielki gniew Włochów

Nie pochodził z rodziny, w którą wycelowane były blaski fleszy. Matka szybko owdowiała i sama musiała wychować dwóch synów. Starszy wypiekał chleb i ciastka, a młodszy – Hugo – sprzątał i rozwoził wypieki na rowerze. Powiedział dość w wieku 17 lat i rozpoczął pracować jako serwisant rowerowy.

Zawodowo naprawiał rowery, a amatorsko na nich jeździł. Szybko jednak okazało się, że talent i umiejętności wykraczają daleko poza rekreacyjną rywalizację. W wieku 20 lat został mistrzem Szwajcarii amatorów, a rok później dołączył już do zawodowców.

W 1950 r. znienawidziła go męska część Włoch. Nie dość, że został pierwszym zwycięzcą Giro d’Italia nie pochodzącym z tego kraju, to jeszcze skradł serca wielu Włoszek. Już wtedy Koblet na rowerze zachwycał nienaganną posturą, a i tak był to tylko przedsmak tego, jak prezentował się na mecie.

Do fotoreporterów nigdy nie wyszedł spocony. Przed metą starannie przecierał twarz zwilżoną gąbką, a jeśli nie miał jej przy sobie, to zaraz po zakończeniu wyścigu znikał gdzieś na chwilę, by za moment stanąć przed dziennikarzami jak model, który właśnie na moment przerwał sesję zdjęciową.

W kieszeni koszulki obowiązkowo woził grzebień, a także wodę kolońską. Włosy układał przed przekroczeniem mety, a zapach ciału nadawał tuż po przekroczeniu mety.

I być może rywale za taki styl nie zostawiliby na nim suchej nitki, gdyby nie fakt, że w peletonie był bardzo lubiany. „To był najbardziej czarujący mężczyzna, z jakim dane było mi rozmawiać” – tak opisywał Kobleta brytyjski dziennikarz Jock Wadley, który relacjonował 18 wyścigów Tour de France.

Wielkie cierpienie

To właśnie wygranie Wielkiej Pętli było największym osiągnięciem w karierze Szwajcara. W 1951 r. wygrał pięć etapów, pokazując przy tym niespotykaną wszechstronność. Triumfował bowiem w dwóch czasówkach, ale zgarnął też zwycięstwo w górach. Prowadzenie w klasyfikacji generalnej objął po 14. etapie i nie oddał go już do mety w Paryżu.

Nienagannie prezentujący się Koblet triumfował w stolicy Francji, a gdy wchodził na podium, kobiety wzdychały na jego widok. Gdy jednak świętowanie zakończyło się, a Szwajcar ściągnął z siebie żółtą koszulkę lidera, to jakby wraz z nią uciekła jego moc. Nigdy później nie było już bowiem tak dobrym kolarzem.

Jeżdżenie zaczęło go męczyć, a kilkaset metrowy pojazd urastał do rangi wspinaczki na Mont Ventoux. Cierpiał Koblet, cierpieli jego kibice, a dwa lata później zaczęły cierpieć również fanki, ponieważ Szwajcar ożenił się z 22-letnią modelką Sonją Buhl.

Tajemnicza śmierć

Do dziś spekuluje się, że nieudane małżeństwo miało wpływ na śmierć świetnego kolarza. Ale tylko spekuluje, bo nikt nie jest pewny, że Koblet rzeczywiście popełnił samobójstwo. Pewne jest za to, że rozstał się z Sonją Buhl, a do tego był poważnie zadłużony.

Wierzyciele nie chcieli umorzyć długów, a wybranka serca, mimo namów byłego już wówczas kolarza, nie zgodziła się do niego wrócić. Pewnego dnia Koblet wyjechał więc na drogę szybkiego ruchu i pędził grubo ponad 100 km/h, co ponad pół wieku temu było niemal zawrotną prędkością.

Warunki do jazdy były dobre, ale świadkowie twierdzą, że Szwajcar zachowywał się bardzo nerwowo – cały czas nawracał, mijał kolejne auta i znów nawracał. W końcu jego samochód znaleziono roztrzaskany na drzewie. Koblet zmarł cztery dni później w szpitalu.

Stało się to w 1964 r., gdy Szwajcar miał zaledwie 39 lat. W 2010 roku powstał o nim film „Koblet i kobiety”. Jego trailer zaczyna się od sceny, gdy wycieńczony kolarz wyciera twarz i układa włosy…

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl