Bartosz Huzarski: Rowerem o zmroku

Autor: Bartosz Huzarski

W dobie coraz większej dostępności i różnorodności sprzętu oraz strojów kolarskich nie trzeba się ograniczać tylko do jazdy za dnia. Ale jak trenować o zmroku i nocą, by coś widzieć oraz – co jest dużo ważniejsze – być widzianym? Właśnie o tym w dzisiejszym materiale. 

Aktualnie środowisko jest podzielone na dwa obozy. Jeden uparcie twierdzi, że wszelkie inteligentne trenażery spokojnie zastępują i wypełniają lukę po treningu w terenie. Druga zaś strona stawia odważne tezy, że trenować można 24 godziny na dobę. Jako zawodowy kolarz nigdy nie wyjeżdżałem rowerem późno wieczorem – z wielu względów nie musiałem, gdyż zazwyczaj miałem cały dzień na zrobienie treningu. Ale po zakończeniu kariery, kiedy wbrew pozorom mam mniej czasu za dnia na realizację pasji, często zdarza mi się takie urozmaicenie. Słowo tu użyte nie jest żadnym przejaskrawieniem, gdyż naprawdę wciągnęła mnie jazda po ciemku.

©Fotoprzerzutka.pl

Co i jak pogodzić, by było to bezpieczne dla nas samych, ale również dla innych uczestników dróg? Najgorsza pora na przebywanie w ruchu otwartym to zmierzch, kiedy słońce chowa się za horyzont i dzień powoli przechodzi w noc. Tak zwana szarówka, połączona z największym natężeniem ruchu, występującym w godzinach 16:00–16:30, to zdecydowanie najbardziej niebezpieczna pora dnia. Wtedy większość z uczestników dróg publicznych spieszy się po pracy do domu, ludzie są zmęczeni i rozkojarzeni. Do tego na drodze jest szaro, czasem oślepia słońce chylące się ku zachodowi, wszystko wydaje się jakieś takie zamazane i mało widoczne. I to właśnie wtedy rowerzyści powinni być szczególnie ostrożni – z oczami dookoła głowy. To jest ten moment, kiedy musimy jeszcze bardziej zadbać o naszą widoczność. Za dnia nie potrzeba wiele, jasna kurtka i może jakaś lampka wystarczy. Ale na przełomie dnia i nocy używajmy zawsze oświetlenia. Z doświadczenia wiem, że światło pulsacyjne jest dużo lepiej widoczne z dużej odległości, zarówno przednie białe, jak i tylne czerwone. Zmieńmy więc ustawienia w naszych lampkach aż do momentu, kiedy to my będziemy potrzebowali światła ciągłego, by doświetlić drogę przed nami. Ja osobiście często stosuję dwie lampy przednie, ale ja jeżdżę głównie w terenie, a dróg asfaltowych używam tylko na przejazd przez miasto. Ale i na szosie podwójne oświetlenie przednie zda egzamin – jedna lampka pulsująca, druga święcąca światłem ciągłym bezpośrednio pod koło roweru. Pamiętajcie też o rzeczy niezmiernie ważnej – przed każdym wyjazdem w trasę, mając w planie powrót po zmroku, ładujcie wasze rowerowe lampki. Odblaskowe części roweru lub stroju, wszelkie elementy wpływające na naszą widoczność, a co za tym idzie – bezpieczeństwo – są niezwykle istotne.

©Fotoprzerzutka.pl

Rower w terenie to inna sprawa niż na szosie. Tutaj musimy się już martwić tylko o siebie i swoje bezpieczeństwo. Korzenie, kamienie, liście i dziury to największe przeszkody, na jakie możemy się nagle natknąć. Ale z drugiej strony nocą w terenie jeździmy jednak dużo wolniej, las zmienia się, rzeczy oczywiste i znane stają się zagadkowe i często odkrywane na nowo. Jazda przez las nocą przy odrobinie oleju w głowie może dać bardzo, ale to bardzo dużo frajdy. Jak już spróbujecie, zobaczycie, jaki to świetny trening dla naszych zmysłów wzroku, słuchu oraz równowagi. Tylko dla bezpieczeństwa nie róbcie takich nocnych wypadów sami. Na jazdę po zmroku w terenie warto doposażyć się w czołówkę mocowaną do kasku, wtedy jeden strumień światła będzie podążał za naszym wzrokiem, pozostałe oświetlą drogę. To dobra opcja, którą sam stosuję i jestem zadowolony.

 

Zdarzeń drogowych z udziałem rowerzystów jest coraz więcej. Szybciej zapadający zmrok bez dwóch zdań może mieć na to wpływ. Ale z drugiej strony, tak jak pisałem wcześniej, po ciemku jesteśmy przy dobrym oświetleniu doskonale widoczni z daleka. Migające białe światło dużo wyżej niż standardowy reflektor samochodu wyzwala w kierowcach ciekawość, a ta automatycznie każe trochę zwolnić, by zapoznać się z tym „dziwnym zjawiskiem”. Najgorzej, gdy dzień zamienia się w noc. To ten okres około 30 minut, kiedy trzeba być bardzo dobrze oświetlonym i widocznym. Warto też zainwestować w radar, który na ekranie komputerka będzie wyświetlał alert o nadjeżdżającym z tyłu samochodzie.

Nie oszczędzajcie na bezpieczeństwie i korzystajcie z dnia i nocy, by pedałować na powietrzu. Póki nie ma siarczystych mrozów, da się w miarę zdrowo oddychać, a przy okazji można się bardzo fajnie pobawić. Stali mieszkańcy lasu podkręcają potencjometr stresu. Gdy raz z prawej, a raz z lewej strony szeleści coś w krzakach, serce bije szybciej, więc ciężko przy tym zmarznąć.

 

Rozwaga i koncentracja, dobre oświetlenie i właściwe wyregulowanie lampek względem poziomu drogi, a także odpowiednie stroje wyposażone w odblaski zapewnią nam większe bezpieczeństwo. Nie namawiam nikogo na trenowanie nocą, ale z rozmów ze znajomymi wiem, że niejednokrotnie na drodze czują się dużo bardziej komfortowo i bezpiecznie wieczorową porą niż za dnia. Ja również, choć mieszkam w bardzo spokojnej okolicy, mam podobne zdanie. Trzeba się tylko przełamać i przyzwyczaić do niestandardowych godzin wsiadania na rower, zabezpieczyć w porządne oświetlenie i dobre stroje.

Zdjęcia: ©Fotoprzerzutka.pl

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl