Za nami kolejna odsłona naszego narodowego wyścigu. Organizowany od 26 lat przez Czesława Langa i jego Lang Team wyścig Tour de Pologne to największe logistyczne przedsięwzięcie w kraju. To również wielka promocja regionów, przez które wyścig przejeżdża tym bardziej szkoda, że ostatnimi laty trasa składana jest głównie z tych samych puzzli. Choć w tej edycji odświeżono trochę przebieg poszczególnych etapów i dodano kilka smaczków, tegoroczny tour zapamiętamy wyjątkowo.
Chciałbym więc na początku poświęcić akapit tragicznie zmarłemu na trasie młodemu Belgowi. Uchodzący za jeden z największych talentów młodego pokolenia Bjorg Lambrecht zginął tragicznie na trasie trzeciego etapu. Na wysokości 48 kilometra, tego feralnego dnia, stracił panowanie nad rowerem i uderzył w betonowy przepust, taki sam jakich setki kolarze mijają codziennie. Pech, wielki pech tego dwudziestodwuletniego chłopaka z ekipy Lotto-Soudal. Inaczej ciężko to ująć, gdyby upadł metr wcześniej, wpadł by do rowu, prawdopodobnie trochę się poobijał. Tymczasem ten kawał betonu wywołał tak ciężkie obrażenia wewnętrzne, że zawodnik pomimo długo prowadzonej akcji ratowniczej zmarł na stole operacyjnym w Rybnickim szpitalu. To pierwszy taki przypadek w historii Lang Teamu, pierwszy taki przypadek w mojej przygodzie z kolarstwem, kiedy to wyścig, który jechałem dotknęła taka tragedia. Zapytacie może, jak to jechałeś ? A tak – jechałem – może po drugiej stronie, z innej perspektywy, ale jednak znam to środowisko i utożsamiam się z nim, choć chciałbym czasem to z siebie wyprzeć. Mam tam wielu znajomych i przyjaciół i to mógł być każdy z nich. Etap dnia następnego zapamiętamy wszyscy na długo, ja szczególnie gdyż byliśmy na antenie przez cztery godziny. Myślę, że w tym momencie na wielkie wyrazy uznania zasługuje organizator – przygotować się do tej ważnej chwili, w ciągu jednej nocy to było wielkie przedsięwzięcie. Czarne bramy, banery z nazwiskiem i numerem 143 zrobiły na wszystkich wielkie wrażenie. Piękne obrazki wsparcia i solidarności popłynęły na cały świat.
Wyścig ruszył z nową werwą podczas etapu piątego, który rozpoczął się w Wieliczce. Miastem mety podobnie jak przed rokiem była Bielsko-Biała. Pamiętamy tutaj niesamowity finisz Michała Kwiatkowskiego po zwycięstwo etapowe oraz bonifikatę czasową, która zapewniła naszemu Mistrzowi Świata zwycięstwo w całym wyścigu. W tym roku świetnie zafiniszował w tym samym miejscu Rafał Majka, dając nadzieję na walkę do samego końca o podium w 76. Tour de Pologne. Kolejne dwa dni miały dać ostateczną odpowiedź, który z Polaków będzie w stanie powalczyć na tym wyścigu, a do rozdania oprócz tzw. „generalki” mieliśmy jeszcze etapy oraz klasyfikację górską i punktową. Nie ma co ukrywać, że nasi kolarze nie bardzo radzili sobie od początku wyścigu i choć tego, że byli bardzo widoczni podczas etapowych ucieczek, koszulki poszczególnych klasyfikacji na podium zakładali inni. Wiemy oczywiście, że dawali z siebie ile mogli, ale taki stan rzeczy pokazuje jak bardzo zachód nam odjechał i jak dużo jest znów do zrobienia. Za sprawą współpracy Czesława Langa z Przemkiem Niemcem ostatnie dwa etapy nabrały nowego kształtu. Etap czwartkowy czyli przedostatni to skrojony na miarę najlepszych górali odcinek z Zakopanego do Kościeliska. I choć miejsca te w linii prostej dzieli może 4 km, rywalizacja przebiegała na bardzo wymagającej trasie o długości 160km. Od startu, podjazd pod Gubałówkę (oficjalnie w książce wyścigu) podzielił peleton, który tego dnia ruszył tak jakby dopiero co stanął na starcie pierwszego dnia rywalizacji. Z wielką przyjemnością komentowało się taki dzień pełen wrażeń i ataków bez większych kalkulacji. Sześć kategoryzowanych podjazdów, ale aż dwanaście elementów trasy, które można uznać za podjazd. Jednak nie na każdym można było przygotować premię górską. Ten etap dał się we znaki wszystkim, od najmocniejszych do najsłabszych w tegorocznym peletonie, wszyscy jak jeden powtarzali – to był bardzo ciężki dzień.
Zmiana młodości. Gdyż o tej mocnej zmianie mówimy od jakiegoś już czasu. Kiedy to młodzież raz za razem uciera nosa starszym i bardziej doświadczonym kolegom. I cieszy fakt, że po raz kolejny na naszym narodowym Tourze zawodnicy „bez nazwisk” pokazali, że przyszłość może należeć do nich. Tak jak kiedyś Alberto Contador wygrywał etap w Karpaczu, tak teraz na starcie do ostatniego etapu stanął lider w wieku 22 lat. Jonas Vingegaard, który jako pierwszy przeciął metę w Kościelisku i wyprzedził swojego rówieśnika Pavla Sivakova oraz o rok starszego Australijczyka Jaia Hindley. Tutaj po raz kolejny świetny wynik na mecie zanotował Rafał Majka, który był piąty, jednak straty czasowe z tego dnia wykluczyły Polaka z walki o wygraną w Klasyfikacji Generalnej. Warta odnotowania po etapie szóstym jest świetna jazda Tomka Marczyńskiego, który zakłada koszulkę najlepszego górala wyścigu.
Etap siódmy to ostatni dzień ścigania zawodowców oraz Tour de Pologne amatorów. Wyścig, który rokrocznie gromadzi około 1500 uczestników jest w tym środowisku bardzo prestiżowym startem dla sporej grupy kolarzy amatorów. W tym roku rywalizacja była wyjątkowa, gdyż wszyscy jechali dla Ryszarda Szurkowskiego. Nasz mistrz-legenda po poważnym wypadku na wyścigu mastersów w Kolonii jest sparaliżowany i choć powoli wraca do sprawności fizycznej potrzebne są duże środki na leczenie i rehabilitację. Jak inaczej mogą pomóc rowerzyści ? – wystartować w wyścigu i tym sposobem przekazać swoją cegiełkę na szczytny cel. Zapewne właśnie ta inicjatywa zgromadziła na starcie blisko 2700 uczestników! Rywalizowali oni na trasie o długości 59,6 km. Runda dobrze znana z poprzedniego roku, a na niej słynne ścianki: Harnaś oraz Bukovina, które wielu śniły się po nocach, ale zawsze pozostawiały liczne wspomnienia i tematy do wieczornych opowieści. Od rana tłumy kibiców przy trasie, które najpierw dopingowały amatorów, a później zawodników elity. I tu kolejny smaczny kąsek dla zwykłego Kowalskiego, który choć na chwilę chciałby się zmierzyć z zawodowym kolarzem i porównać swoje międzyczasy. Dzięki dobrze nam znanej i popularnej więc używanej również przez zawodowych kolarzy aplikacji Strava było to możliwe. Oczywiście oprócz licznej grupy, która przyjechała się tutaj ścigać, byli i tacy dla których celem samym w sobie było dotarcie do mety i te osoby podziwiam najbardziej gdyż naprawdę trasa w Bukowinie Tatrzańskiej jest bardzo wymagająca, a w historii Tour de Pologne amatorów nie jeden zawodnik zdarł podeszwy butów na Gliczarowie Górnym.
Po amatorach, dokładnie dwanaście minut po południu na trasę wyruszyli główni aktorzy. Dla nich to był etap siódmy i ostatni więc nie było co kalkulować tylko ostro ruszyć do natarcia, gdyż najważniejsze laury były na wyciągnięcie ręki. Liczyliśmy, że może Rafał Majka wskoczy na podium oraz Tomek Marczyński obroni koszulkę najlepszego górala wyścigu. Niestety w obu przypadkach konkurencja okazała się zbyt silna. Etap pada łupem kolejnego młodzieniaszka, raptem dwudziestoczteroletniego Mateja Mohorica, a klasyfikację generalną zgarnia drugi z Kościeliska czyli Pavel Sivakov. Trudom etapu nie podołał młodziutki lider, dla którego zwycięstwo wcześniejszych dni było największym sukcesem w karierze, ale pewnie i tak jest bardzo szczęśliwy – pokazał światu na co go stać. Podium dopełnili Jai Hindley z Team Sunweb oraz Diego Ulissi z UAE-Team Emirates. Rafał Majka skończył na świetnym, ale jednak daleko poza podium dziewiątym miejscu. W klasyfikacji górskiej drugie miejsce ze stratą 3 punktów zajmuje Tomasz Marczyński (Lotto Soudal). Najlepszą drużyną wyścigu okazał się Team Ineos, a do tych dwóch zwycięstw (klasyfikacja drużynowa oraz indywidualna Sivakova) rękę przyłożył kolarski profesor Michał Gołaś.