Podróż w czasie: kiedy rowerzyści w Afryce byli ścigani przez lwy

Autor: Monica Buck

12 listopada 1898 roku w „Ilustrowanych wiadomościach policyjnych” ukazał się sensacyjny artykuł. Opisano w nim niebezpieczną przygodę, która spotkała zapalonego rowerzystę wśród dzikiej przyrody Afryki. Ta historia zdumiewa również dzisiaj.

D.C. Robertson mieszkał na plantacji Gala Estate w Namazi, czyli w dzisiejszym Malawi. W poniedziałek 22 sierpnia 1898 r. wracał z miasta Blantyre i był już na ostatnim odcinku podróży do domu. Było ciemno, świecił tylko księżyc. Robertson zjechał z głównej drogi, zsiadł z roweru i szedł ścieżką w kierunku swojej plantacji. Miał do pokonania bardzo strome wzgórze, na które nie dało się wjechać rowerem. Kiedy Robertson pchał pojazd pod górę, usłyszał, jak jakieś zwierzę przedziera się przez pobliskie krzaki. Początkowo myślał, że to antylopa lub bawół, ale mimo to czuł się nieswojo. Wsiadł na rower i ruszył z miejsca tak szybko, jak tylko mógł. Po kilku sekundach odważył się spojrzeć za siebie i zobaczył na ścieżce lwa. Co gorsza, zwierzę ruszyło za nim w pościg. Robertson przyspieszył i próbował wspiąć się na wzgórze, ale dwukrotnie spadł z roweru. Zanim w końcu udało mu się wsiąść na siodełko, lew był niebezpiecznie blisko niego.

Na szczęście gdy lew zaczął swój pościg, Robertson był już prawie na szczycie i zdołał go pokonać, zanim zwierzę go dopadło. Lew był jednak cały czas tuż za nim, więc kiedy w odległości około 200 jardów Robertson zobaczył otwarty przepust, nie miał innego wyjścia, jak tylko tam wjechać. Siła uderzenia wyrzuciła Robertsona wysoko z siodełka, ale nie z roweru. Pechowemu rowerzyście udało się w końcu przedostać na drugą stronę.

Przedni widelec, który przekręcił się po zderzeniu, utrudniał jazdę, ale plantator zignorował to i ruszył dalej. Wkrótce dotarł do prostej drogi i przyspieszył z całych sił. Odetchnął z ulgą, bo odgłosy wydawane przez lwa ucichły, a jemu udało się szczęśliwie dotrzeć do domu. Robertson wrócił następnego dnia, żeby sprawdzić, kiedy dokładnie lew zrezygnował z pogoni. Jego zdaniem zwierzę biegło za nim przez dwie mile i zatrzymało się zaraz po jego szalonym manewrze przy przepuście.

 

„Nigdy więcej jazdy w blasku księżyca”, powiedział prasie już po wszystkim Robertson.

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl