Trudne przejścia zwycięzcy Tour de France

Autor: Piotr Jawor

Najpierw stracił śledzionę, później złamał miednicę, a w debiucie na Tour de France zajął 140., przedostatnie miejsce. Tak rodził się talent Gerainta Thomasa, wielkiego zwycięzcy tegorocznego Tour de France.

– „Niesamowite”, „nieprawdopodobne”, „surrealistyczne”, „nie do uwierzenia” – mówił na mecie Walijczyk i gdyby ktoś chciał stworzyć słownik terminów oznaczających niespodziewany zachwyt, to o pomoc mógłby poprosić właśnie Thomasa. Ale jeszcze nie teraz, bo – jak sam przyznaje – wciąż nie może uwierzyć w to, co się stało.

Przekręcanie śruby

Karierę zaczynał jak tysiące chłopaków – któregoś dnia po prostu postanowił przyjść na trening kolarski i sprawdzić jak to jest. Do wyboru miał jeszcze piłkę nożną i rugby, ale w stronę roweru ciągnęło go najbardziej.

Później z jego karierą i treningami bywało różnie. Potrafił zawziąć się i kręcić setki kilometrów, ale też pofolgować sobie wieczorem przy piwku. Z tego powodu zdarzyły mu się kary dyscyplinarne, które słabości do złocistego napoju nie wypleniły, ale dziś Thomas przynajmniej wie gdzie, kiedy i ile może, a podczas treningów i startów staje się profesjonalistą pełną gębą.

– Wiedziałem jakim jest kolarzem i człowiekiem. Patrzyłem jak trenuje i przygotowuje się do wszystkich wyścigów i to naprawdę jest coś niesamowitego. To niezwykle budujące, obserwować takiego zawodnika. Wiem jak wiele wysiłku włożył w ten sukces. Niektórzy uważają, że nawet za dużo, bo na treningu potrafi nie podkręcić, ale nawet przekręcić śrubę – mówił w Eurosporcie przed ostatni etapem Tour de France Michał Kwiatkowski, kolega Thomasa ze Sky.

Walijczyk w wielu momentach kariery miał jednak pod górkę i w pewnym momencie mógł powiedzieć „dość”. Na przykład wtedy, gdy podczas treningu kawałek metalu nieszczęśliwe wbił mu się w ciało. Thomas liczył jednak, że mimo wypadku pojedzie jeszcze w zbliżającym się wyścigu, tymczasem okazało się, że lekarze muszą… usunąć mu śledzionę. Z kolei podczas Tour de France w 2013 roku upadł i złamał miednicę. I co? Nazajutrz zacisnął zęby, wsiadł na rower i pojechał. I to nie jeden etap, ale 20, bo wypadek wydarzył się na prologu.

Thomas nie jest jednak robotem, a potwierdził to ubiegłoroczny Tour de France, gdy jechał nawet w koszulce lidera, ale musiał się wycofać z powodu kontuzji. Zresztą Wielka Pętla wcale nie była jego konikiem. Pierwszy raz pojechał w niej w 2007 roku i zajął 140., przedostatnie miejsce. Później były pozycje: 67., 31., 140., 22. i dwa razy 15. Dlatego nawet, gdy wygrał tegoroczne Criterium de Dauphine, czyli generalny test przed Tour de France, niewielu widziało go jako faworyta największego wyścigu świata.

Walka z emocjami

Żółtą koszulkę przejął po 11. etapie, ale cały czas powtarzał, że jedzie dla Froome’a, bo to on jest liderem zespołu. Gdy jednak w Sky zobaczyli jak mocny jest Thomas, to role się odwróciły – to czterokrotny triumfator Wielkiej Pętli miał pomagać Thomasowi.

– Jego zwycięstwo to wspaniały wyczyn Christophera, ale też całej drużyny. Mam olbrzymią satysfakcję z tego zwycięstwa – podkreśla Kwiatkowski.

A co na to Thomas? Zaraz po przedostatnim, decydującym etapie powiedział niewiele, bo najpierw próbował walczyć z łamiącym się głosem, a później schował twarz w dłoniach i na tym wywiad się skończył. – Nie płakałem od dnia ślubu – wydusił z siebie.

Wszystko dla Pana „G”

Walijczyk to nie jest ulubiony rozmówca dziennikarzy. Gdy widzi mikrofon, nagle zaczyna rzucać banałami, choć tak naprawdę kontakt z fanami ma bardzo dobry, ale przez media społecznościowe. Na jego Twitterze kolarstwo zajmuje jednak… trzecie miejsce, za rugby i piłką nożną. W tym sportach Thomas również jest zakochany i podczas mundialu na swoim profilu urządzał głosowania na zwycięzcę meczu, a gdy walijscy rugbiści grają ważny mecz, to poprzez Twittera błagalnie prosi kibiców o stream z tego wydarzenia.

Bo Thomas to nie tylko wielki kolarz oraz kibic, ale także człowiek mocno przywiązany do korzeni. Mówi się, że gdy może jechać pod flagą walijską, a nie brytyjską, to daje z siebie 110 proc. Zresztą pierwsze co zrobił na mecie Tour de France, to zaprezentował milionom ludzi na całym świecie czerwonego smoka na biało-zielonym tle.

Dlatego bardzo chętnie wraca do ojczyzny. Odwiedza starą szkołę, trenerów, a wraz z żoną prowadzą pensjonat na wsi. Walia mu się za to odwdzięcza – rodacy układają o nim piosenki, a w dniu triumfu na Tour de France wiele skwerów, stadionów, a nawet zamków podświetlonych było na żółto. Wszystko na cześć Pana „G”, jak go nazywają.

Thomas wygrał klasyfikację generalną tegorocznego Tour de France, zwycięzcą punktowej (sponsorowanej przez Škodę) został Peter Sagan (Bora Hansgrohe), górskiej Julian Alaphilippe (Quick-Step Floors), a młodzieżowej Roger Latour (AG2R).