Tak wygląda kolarskie piekło! Holender udowodnił, że da się z niego uciec

Autor: Piotr Nowik

Szutry, piaski, emocje, upadki. Nie ma drugiego takiego wyścigu jak Paryż – Roubaix, więc tym bardziej nie ma się co dziwić szczęściu zwycięzcy, Dylana van Baarle’a. Duży udział w jego triumfie miał Michał Kwiatkowski.

Jeśli ktoś zastanawiał się, dlaczego ten wyścig nazywany jest „Piekłem Północy”, to po tegorocznej edycji nie powinien już mieć większych wątpliwości. Co prawda pogoda dopisała, dzięki czemu piaszczyste bruki nie zamieniły się w błotniste trakty, w których przed laty grzęźli zawodnicy, ale mimo to kolarze mieli ekstremalnie trudną przeprawę.

Na szczęście nie doszło do bardzo groźnych kraks, czego najbardziej obawiają się uczestnicy Paryż – Roubaix. W tym roku zawodnicy musieli za to radzić sobie z szutrem atakującym twarz i oczy, a także – tradycyjnie – z sektorami brukowanymi. I po raz kolejny okazało się, że siła oraz wytrzymałość są w tym wyścigu mniej ważne niż technika i umiejętność jazdy po piekielnie trudnej nawierzchni.

Chwila nieuwagi i nieszczęście gotowe

Wąskie uliczki, tumany piasku i kurzu oraz brukowana nawierzchnia sprawiały, że zawodnicy momentami mogli czuć się jak podczas jazdy o przetrwanie, a nie na wyścigu kolarskim. A gdy w takich warunkach dołoży się nieodpowiedzialność kibiców, to sytuacja kończy się tak, jak w przypadku Yvesa Lampaerta.

Zawodnik Quick-Step Alpha Vinyl tłumaczył, że chciał skręcić, a wtedy na ogół kibice robią krok w tył. Jednak jeden z fanów tego nie zrobił, a do tego wyciągnął rękę – przy takiej prędkości i na takiej nawierzchni nawet delikatny kontakt z zawodnikiem może zakończyć się katastrofą.

– Jeśli nie masz pojęcia o kolarstwie, powinieneś zostać w domu – stwierdził zdenerwowany Lampaert, który do momentu upadku radził sobie bardzo dobrze i mógł walczyć o podium, ale finiszował na 10. miejscu.

„To coś niesamowitego”

Ostatecznie na podium stanęli zwycięzca Dylan van Baarle (INEOS Grenadiers), drugi był Wout van Aert (Jumbo-Visma), a trzeci Stefan Küng (Groupama-FDJ). Van Baarle zaatakował kilka kilometrów przed metą i po krótkiej pogoni rywale mogli się już tylko zastanawiać, jakim cudem Holender zachował tyle sił na końcówkę wyścigu.

– To było coś niesamowitego. Gdy dojeżdżałem na welodrom w Roubaix, nie mogłem uwierzyć, że jestem liderem. Oglądałem się, wypatrywałem rywali, ale byłem sam. Od startu byliśmy skoncentrowani i chcieliśmy dyktować warunki. Tak zrobiliśmy i wtedy już wiedziałem, że mamy szansę, bo traciliśmy mniej sił niż rywale – cieszył się van Baarle.

Holender za zwycięstwo podziękował całej ekipie, w tym także Michałowi Kwiatkowskiemu. Polak swój wielki sukces świętował kilka dni wcześniej, gdy we wspaniałym stylu wygrał Amstel Gold Race 2022, a w niedzielę wraz z kolegami zrobił wszystko, by pomóc w wygranej van Baarle’owi. To Kwiatkowski miał powiedzieć, że z całej ekipy właśnie Holender prezentuje się najlepiej i jego powinien wspierać cały zespół Ineos Grenadies. Jak się okazało, Polak miał nosa…

Dzielna Włoszka

„Piekła Północy” nie wystraszyły się również kobiety. Ponad 30 km przed metą na atak zdecydowała się Elisa Longo Borghini (Trek-Segafredo). Była to ryzykowna taktyka, ale Włoszka czuła się mocna i nie przeliczyła się. Co prawda w pewnym momencie jej przewaga wynosiła już tylko kilka sekund, ale wówczas jeszcze mocniej nacisnęła i nie dała się dogonić rywalkom. Drugie miejsca zajęła Lotte Kopecky (Team SD Worx), a trzecie – Lucinda Brand (Trek-Segafredo).

 

Artykuł powstał we współpracy ze skoda-auto.pl