Historia niezwykłego zawodnika: niemal zaglądał śmierci w oczy, a jednak pobił kolarski rekord świata!

Autor: Adam Marsal

Czy wyznaczacie sobie sportowe cele, robicie postanowienia? A co sądzicie o postanowieniu, żeby pobić rekord świata? Zbyt szalone, żeby mogło się zdarzyć? Poznajcie Michala Šubrta z Republiki Czeskiej, który zaczynał od zera, a został zwycięzcą. Ta historia brzmi jak fragment hollywoodzkiego scenariusza.  

W 2011 roku Michal Šubrt skończył 40 lat. Był otyły, wiecznie zmęczony, miał wysoki poziom cholesterolu, skłonność do cukrzycy i właśnie dostał wiadomość, że jego wątroba nie pracuje najlepiej. To nie wyglądało na dobry początek kariery sportowej. Ale Michal zbytnio się tym nie martwił. Zaledwie pięć lat później był już sportowcem z rekordem świata na koncie.

Jednak zanim to nastąpiło, w 2011 r. lekarz rodzinny zalecił Michalowi, żeby odwiedził pana Smetanę – właściciela lokalnego domu pogrzebowego – i pokazał mu swoją kartę choroby. Masa ciała sięgająca 108 kg, rozpoznane choroby cywilizacyjne – nic dziwnego, że Michal był zdesperowany. Lekarz polecił mu zmianę stylu życia i nie pozostawił wyboru.

W tym trudnym czasie Michal przypomniał sobie, że trzy lata wcześniej założył się z kolegą, że ukończy maraton. Stwierdził, że to najlepszy moment na próbę wygrania tego zakładu. Ponieważ Michal nie miał zamiaru ukończyć wyścigu pieszo, skontaktował się z trenerem Petrem Koprivą. Trener miał mu pomóc w odbudowaniu kondycji – i przygotował go do triatlonu na poziomie, który przerósł najśmielsze oczekiwania. – Petr nie pozwolił mi choćby truchtać, zanim nie schudnę, dlatego kazał mi jeździć na rowerze i pływać. Potem wziąłem udział w pierwszym krótkodystansowym wyścigu, żeby się sprawdzić, i najzwyczajniej zakochałem się w sporcie – wspomina Michal. Następnie brał jeszcze udział w kilku innych wydarzeniach, w tym w zawodach Ironman w Zurychu. Później pojawiła się również propozycja udziału w EPIC5.

Pięć dni bólu

EPIC5 to prawdopodobnie najtrudniejsze i najbardziej ekstremalne szaleństwo na świecie. Wyobraźmy sobie, że trzeba przepłynąć 3,8 km w oceanie, przejechać 180 km na rowerze, a potem jeszcze przebiec pełny maraton. A następnego dnia powtórzyć to wszystko od początku. A potem jeszcze raz, i tak w sumie przez pięć dni – każdego dnia biorąc udział w innym wydarzeniu organizowanym na innej wyspie Hawajów. Tak w skrócie wygląda EPIC5.

Z silnym postanowieniem wzięcia udziału w tym szaleństwie Michal Šubrt rozpoczął przygotowania pod okiem legendarnego czeskiego zawodnika i trenera triatlonistów Petra Vabroušeka. – Pierwszego dnia wyobrażałem sobie, że będę musiał dużo ćwiczyć, a Petr z miejsca podwoił jeszcze liczbę moich treningów. Dwa miesiące przed wyścigiem ćwiczyłem około 135 godzin miesięcznie – wspomina Petr. Okazało się, że pomimo starannego planowania ojcu i właścicielowi firmy budowlano-inżynierskiej nie jest łatwo poradzić sobie z napiętym grafikiem.

Niektórzy uczestnicy EPIC5 mówią, że zdarzyło im się zasnąć podczas biegu. Inni byli przerażeni dzikimi halucynacjami wywołanymi wyczerpaniem. Choć Michal popełnił klasyczną pomyłkę nowicjusza, nie doświadczył żadnych tego typu zaburzeń. – Przed wyścigiem machinalnie zjadłem coś nieodpowiedniego i tego samego dnia dostałem mdłości w trakcie części rowerowej. Ale to wszystko. Moje problemy z żołądkiem wkrótce się skończyły – mówi Michal.

Nie dość, że Michal był pierwszym sportowcem z Republiki Czeskiej, który kiedykolwiek ukończył wyścig, to jeszcze dotarł do mety, ustanawiając nowy rekord świata – ukończył wszystkie pięć etapów w zaledwie 60 godzin i 35 minut. – Kiedy zerwałem taśmę na linii mety, emocje były niewyobrażalne. Nagle uświadomiłem sobie, że wszystko, co robiłem, było właśnie dla tych trzech sekund euforii – mówi Petr z uśmiechem na twarzy.

 

Dziś Michal myśli już o kolejnych wyzwaniach. Kończąc wyścig Ultraman na Florydzie na czwartej pozycji, spełnił wymogi kwalifikacji do kolejnych Mistrzostw Świata. – Oba te wyścigi są ekstremalnie bolesne – mówi Michal, porównując Ultraman i EPIC5. – Ultraman jest krótki, ale bardzo intensywny. Jestem szczęśliwy, że otrzymałem zaproszenie do udziału w Mistrzostwach Świata i że mogę udowadniać, że nigdy nie jest za późno, by podejmować wielkie wyzwania – dodaje.